Pora zacząć podsumowania. Na pierwszy ogień idą koncerty.
Choć niespecjalnie lubię ruszać się z domu, parę występów artystycznych zaliczyłem w kończącym się roku. Trzech nieobecności żałuję (zwłaszcza pierwszej i trzeciej).
2 września, Praga – Codeine. Już bilety kupione, nocleg ogarnięty. Nasza kotka postanawia się rozchorować, więc zostajemy w domu.
7 listopada, Poznań – Distorted Pony. Gdybym ich nie widział kilka lat temu w tym samym mieście, na bank bym pojechał. Tym razem górę wzięła starość i doświadczenie z wyjazdu na Cherubs: kilka godzin czekania na dworcu na pociąg to już nie dla mnie.
23 listopada, Katowice – The Necks. Wpierw kupiłem bilet na The Soft Machine, potem okazało się, że tego samego dnia, też w Kato, zagrają The Necks, i to na nich zdecydowałem się pójść. Dojechał mnie jednak taki wirus, że wyczynem było wyjścia do sracza, o koncercie mogłem zapomnieć. Szkoda. Może jeszcze trafi się okazja.
A oto imprezy, na których najlepiej się bawiłem (czyli stałem i kiwałem głową, czasem siedziałem i tupałem nogami). Kolejność według dat.
25 marca, Kraków, Alchemia – Starzy Singers.
Było wspaniale. Boże, jak było wspaniale. Post o tym, że było wspaniale.
(o)(o)
27 kwietnia, Katowice, Katowice Miasto Ogrodów (w ramach JazzArt Festival) – Kirke Karja Trio.
Niczego nie wiedziałem o estońskiej muzyczce (słowo „muzyczka” jeszcze długo będzie mi się kojarzyć z muzyczkami z komunijnego zegarka). No to się dowiedziałem. Gra jak szatanica, na dodatek ma taką osobowość, że wywołałby uśmiech na twarzy Raya Velcoro. Krótko trio grało, bo w ramach festiwalu. Mam nadzieję, że trafię kiedyś na normalny koncert Karji.
(o)(o)
4 czerwca 2023, Kraków, ponownie Alchemia – Ecstatic Vision. „I don’t think so” – tak na pytanie o to, czy zagrają coś jeszcze, odpowiedział po koncercie wokalista EV, Doug Sabolick. I nie było w tym żadnego gwiazdorstwa, jedynie potworne zmęczenie. Godzina z okładem takiego rokendrola, że można było Sabolickowi pogratulować, ze wciąż stoi o własnych siłach. A energia taka, że człowiek poczuł się ze o 20 lat młodszy.
(o)(o)
9 czerwca, Katowice, NOSPR (w ramach Tauron Nowa Muzyka) – William Basinski. To festiwal nie dla mnie, nie licząc pojedynczych wykonawców, na dodatek pogoda była koszmarna.
Siedzę w pięknej hali NOSPR-u i widzę, jak na scenę wchodzi długowłosa laska, zgrabnie kroczy na zgrabnych nogach. A to twórca Disintegration Loops. Może i byłem lekko rozczarowany tym koncertem, ale formuła festiwalowa, wielka sala, mój brak przekonania do ambientu granego na żywo i ludzie, którzy co chwile włazili i wyłazili – nie pomagały. Tak czy siak, było świetnie. Inna sprawa, że nie wiem, kto musiałby się pojawić, żebym znów poszedł na Taurona.
Liczba miejsc na była ograniczona, więc musiałem szybko uciekać z Billy’ego Woodsa, żeby ustawić się w kolejce na Basinskiego przed NOSPR-em, ale nie mam czego żałować.
(o)(o)
1 lipca 2023, Katowice, Katowice Miasto Ogrodów – Titanic Sea Moon. Po krakowskim koncercie TSM (14.04) jeden gość stwierdził: „Na post-rocka trzeba mieć pomysł”. „Co za kretyn”, pomyślałem, i poszedłem na stronę. No, ale faktycznie wtedy i TSM, i Rozwód nie zagrali wybitnie. Za to w Katowicach – miazga. Basista odleciał, perkusista zaczął grać na stojąco… Był trans, psychodelia, jebnięcie.
W styczniu chłopaki jada w trasę. Będzie można na niej kupić CD-R z katowickim koncertem (Głowa Konia Nagrania) i – nie wie, czy wszędzie – obejrzeć taki oto film.
5 sierpnia, Katowice, Dolina Trzech Stawów – Spiritualized (w ramach OFF Festivalu).
Z roku na rok coraz mniej ciekawych rzeczy znajduję w programie Rojkowego festu, ale obecność zespołu Jasona Pierce’a zrekompensowała mi wszystko. Nie zagrali ani jednego utworu z Ladies nad Gentlemen We Are Floating in Space, lecz i tak było wspaniale. Recenzent Tiny Mix Tapes otagował kiedyś płytę Spiritualized Sweet Heart Sweet Light jako love letter. Coś w tym jest.
Na tle Spiritualized trochę rozczarowali Slowdive. Natomiast bardzo fajnie wypadli Panda Bear i Sonic Boom ze swą „dziecięcą” psychodelią.
2 października, Poznań, CK Nowe Amore – Cherubs.
Teksańczyków musiałem zobaczyć. I z jednej strony się nie rozczarowałem, bo zagrali świetnie (w tym Dave of the Moon), ale z drugiej, gdy już skończyli, miałem odczucie, że przeszedłem trochę obok tego koncertu. Ale wróciłem z winylami Heroin Man i 2Ynfynyty i jednak z poczuciem, że było więcej niż OK. Aha, w życiu nie widziałem tak przyjebanego barmana, jak ten z Nowe Amore. I tak złego supportu, jak Polsoja.
7 października, Wrocław, Bemma Bar – Lotto.
W końcu udało mi się trio Majkowski – Rychlicki – Szpura zobaczyć na żywo. Po koncercie poczułem lekki niedosyt, który działał na korzyść zespołu, co potwierdza, jaki jest on wspaniały. Nie wiem, czy mnie rozumiecie.
Nowy rok zaczynamy od Slowdive (Warszawa, Porgresja), potem Otomo Yoshihide New Jazz Quintet (Katowice, NOSPR). Potem prąd wzrośnie o 70 proc. i już niczego nie będzie.