Powoli żegnamy ten pojebany rok. Oto jego szalenie potrzebne podsumowanie.
***
Zacznijmy od najlepszej okładki. W zeszłym roku była to „High Anxiety” Oozing Wound (to również moja ulubiona płyta 2019; szkoda, że Thrill Jockey tak kiepsko wydał winyl), w tym zdecydowanie wyróżnia się obrazek ze „Still Laughing” GAG (swoją drogą, bardzo dobra rzecz). OFF Festival 2018, „Tylko kiedy się śmieję”.
***
Zanim wymienię swoje ulubione (niekoniecznie najlepsze) płyty 2020, słówko o rozczarowaniach. Na pewno nie wrócę do dziwadła, które wydali wspomniani Oozing Wound. Daniel Blumberg po fantastycznej „Minus” przynudził na „On&On”. June of 44 wydali nowe wersje starych kawałków (w tym dwa potrzebne jak relaxy na Wyspach Kanaryjskich remixy) – jakieś to mięciutkie, zwłaszcza wokal; przykra niespodzianka. Wacław Zimpel oczywiście super, ale wciąż czekam na coś, co podejdzie mi tak bardzo, jak „Lines” czy LAM. Coriky mnie nie rozczarowało, bo nie licząc Ataxii, nie podchodzą mi rzeczy, które nagrywają byli członkowie Fugazi. À propos Ataxii, John Frusciante znów nagrał średnio fascynującą, elektroniczną płytę. Nie dał też wiele radości Thurston Moore, ocierający się o autoplagiat na „By the Fire” – gdy leci „Hashish”, czekam, aż dryblas z Florydy zacznie śpiewać „Sunday comes alone again…”. OK, koniec.
Pewnym – bo niewiele się spodziewam – rozczarowaniem jest postępujący upadek dziennikarstwa muzycznego. Do jego głównego atrybutu, nudy, doszedł kolejny: polityczna poprawność. Oto dziennikarz „Polityki” kończy recenzję płyty Siksy puentą: „Jeśli wam się podoba, to właśnie o to chodziło. Jeśli wam się nie podoba – tym bardziej”. Tak więc, czytelniku miły, jeśli nie cieszy cię wyżej wzmiankowana pozycja fonograficzna, to nie dlatego, że jest pretensjonalnym, asłuchalnym gniotem – po prostu masz, chłopie (damy, jakżeby inaczej, a priori lubią Siksę), problem ze sobą, z kobietami, może chciałbyś wstąpić do Straży Narodowej. Wspaniała dialektyka. Niech już ten dziennikarz zostanie lepiej przy wygłaszaniu laudacji dla Dawida Podsiadły.
Nie ma już – poza wyjątkami – gdzie poczytać o muzyce. Tak jak nie ma gdzie poczytać o piłce nożnej.
À propos czytania, oto trzy najlepsze książki o muzyce, jakie zmęczyłem w tym roku:
Aha, była jeszcze „Please Kill Me”, ale ona wyszła u nas wcześniej, w 2018.
***
OK, oto ulubione płyty:
(o)
lotto – hours after [endless happiness; 2020]
Najlepsza płyta najlepszego obecnie zespołu.
(o)(o)
titanic sea moon – exit no. 2020 [fonoradar records; 2020]
Bałem się rozczarowania, jednak okazało się, że panowie nagrali fantastyczny materiał. Koncert TSM we Wrocławiu był ostatnim, jaki zobaczyłem w 2020, i jednocześnie najlepszym. Gdyby nie było kowidu i zaliczyłbym więcej występów artystycznych, pewnie i tak sztuki tria Dudziński – Sulik – Szymański nikt by nie przebił.
Tu miał się pojawić wtręt na temat niedoszłego wydawcy TSM, ale nie lubię kopać, więc omijam temat.
(o)(o)(o)
próchno – niż [gusstaff records; don’t sit on my vinyl; 2020]
Zespół, mam wrażenie, niedoceniany. Wierzę, że kiedyś to się zmieni.
(o)(o)(o)(o)
świetliki – wake me up before you fuck me [karrot komando; 2020]
Pod tym niespodziewanym tytułem kryje się kontynuacja ponuractwa „Sromoty”, w tym trzy mocne, depresyjne szlagiery („Monochron”, „Welocyped”, „Śmiertelne piosenki”). Gdyby jeszcze ta płyta została lepiej nagrana… Wydanie z pretensjonalną pocztówką zamiast tekstów.
Ale za to piosenka roku:
I fragment wywiadu roku:
(o)(o)(o)(o)(o)
brainbombs – cold case [skrammel records; 2020]
Seryjny morderca jest zmęczony, wręcz cierpiący („In sunshine or rain / I don’t go out / I’m in pain”), ale wciąż wwierca się w czaszkę.
(o)(o)(o)(o)(o)(o)
geld – beyond the floor [iron lung records, static shock records; 2020]
Choć zdarzają się wyjątki (pierwszy przykład, jaki przychodzi mi do głowy, to Torpur), polski punk muzycznie wciąż stanowi pojarocińską, dezerterową traumę, tekstowo zaś uskutecznia moralizatorstwo, które za serce może chwycić co najwyżej albo jednostkę co prawda dorosłą, lecz niezbyt żwawą intelektualnie, albo małego Jasia odmrażającego uszy na złość mamie.
Czy punk musi być drętwy? Czy Szymek musi się zgadzać z Krzychem, sprawdzając po drodze, co myśli Darek i inne GWpunki? Niekoniecznie, o czym świadczy pierwsza z brzegu płyta Iron Lung Records. Chociażby tegoroczny materiał australijskiego GELD. Wpierdol. Aha, to nie jest „album pierwszy z brzegu”, to doskonała płyta.
(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)
moron’s morons – looking for danger [slovenly records; 2020]
Gdy pierwszy raz włączyłem mp3 z tym materiałem, pomyślałem, że tylko omyłkowo zapisałem go w folderze do ewentualnych recenzji z polską muzyką. Moron’s Morons są zupełnie pozbawieni tutejszych smętnych przyległości, ale nie są podróbą: są autentyczni i pojebani. Garażowy punk najwyższej próby.
(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)
sprain – as lost through collision [flenser records; 2020]
Wehikuł czasu z LA. Trudno uwierzyć, że ten materiał nie jest znaleziskiem z lat 90. Jeden z nielicznych zespołów czerpiących garściami z tamtej dekady, który nie odstaje od najwybitniejszych przedstawicieli amerykańskiego, alternatywnego grania tamtych czasów.
(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)
the microphones – microphones in 2020 [p.w. elverum & sun, ltd., 7 e.p.; 2020]
Po kilkunastu latach Phil Elvrum nagrał znów coś pod szyldem The Microphones. Słyszałem, że nudzi i zamienił się w Kozelka. Po pierwsze – nie nudzi, po drugie – daleko mu do pretensjonalności byłego lidera Red House Painters.
(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)
dynasonic – #2 [instant classic; 2020] / bootleg [czarny kot rec., dym recordings; 2020]
Ci to co chwilę goszczą u mnie na blogu albo na fejsie, więc wrzucę tylko linki do recenzji obu tegorocznych wydawnictw „klasyków dubwave’u”: „#2” i „Bootleg”.
***
2020 to również czas wielu wznowień. Mnie bardzo ucieszył winyl mojego ulubionego francuskiego zespołu Doppler, „Si nihil aliud”, wydany przez Bigoût Records. Trzeba było czekać na to 16 lat.
cdn.
Kawał świetnej roboty, perełki muzyczne i język nie do podrobienia. Po prostu: dziękuję.
PolubieniePolubienie
Dzięki. Dobrze wiedzieć, że ktoś tu jeszcze wchodzi :)
PolubieniePolubienie
Wielka tzw. dziękuwa.
U Ciebie zawsze znajdę jakieś rzeczy, o których nikt inny nie napisze.
Jeśli chodzi o podsumowania roczne, to szybsza od Ciebie była tylko Wyborcza, z którą masz jedynie jednoelementową zbieżność (Lotto – u nich #19), co powinno Cię ucieszyć.
https://wyborcza.pl/7,113768,26613126,plyta-roku-wyborczej-2020-polska.html
p.s.
Jak najbardziej proszę o plotki na temat niedoszłego wydawcy TSM (Asfalt? Agora?). Jako osobnik asocjalny nie jestem w temacie. ;(
PolubieniePolubienie
Co do rankingu GW i ‚najlepszych dziennikarzy muzycznych w Polsce’… pewnie nostalgia, ale tęsknię do tych kilku lat kiedy wychodził Brum, w którym można było poczytać naprawdę o naprawdę różnorodnej muzyce. Pewnie, mainstream tam się mocno odbijał, ale artykuły w rodzaju przekrojowej historii amerykańskiego noise rocka dawały punkt zaczepienia w dalszych poszukiwaniach. Przy ortodoksyjnych zine’ach, Metal Hammerze (cokolwiek z MetalMind Records było 10/10 and would buy again) czy Tylko Rocku (gdzie po przeczytaniu recenzji płyty na pół strony nie wiedziałem, co autor właściwie myśli o płycie) i kiełkującym Internecie… o dużej ilości kapel, których do dziś słucham w Brumie przeczytałem pierwszy raz.
PolubieniePolubienie
Ja sobie kupiłem wszystkie numery miesięcznika „Rock’N’Roll” (1990-91). Filip Łobodziński piszący o Pistolsach, Wojtek Staszewski o Dead Kennedys czy, kurde faja, nawet Grzegorz Brzozowicz o The Fall, to jest poziom nieosiągalny dla dzisiejszych dupowłazów internetowych. Nie mówiąc już o Krzysztofie Wacławiaku, którego recenzje płyt Motorhead i Scorpions to jest czysta poezja.
PolubieniePolubienie
Na szczęście trzeba zapłacić, żeby przeczytać. Ostatnio był tam artykuł o tym, jaki straszny jest animowany
serial „Psi patrol”. GWno próbuje być u nas w awangardzie polit poprawnego spierdolenia. Kiedyś się wszyscy z niej śmiali, dziś robi za główny polski zine.
Co do TSM, to wydawcą miała być Antena Krzyku, ale szczegółów publicznie nie podam, bo są żenujące. Wal na priv. :D
PolubieniePolubienie
Widziałem ten tekst o „Psim patrolu” ale skipnąłem bo myślałem że to jakiś meta-żart z Dżendera. Czyli że polewają z jakichś ultralewaków zachodnich. A to chyba faktycznie na poważnie było. No ale redakcja GW jest od dłuższego czasu rozrywana przez walki frakcyjne między postępowczynami a dziadersami. Vide ostatni epicki pojedynek Wężyk vs. Gadomski w temacie manspreading vs. czy można krytykować Jedynie Słuszną Linię Partii.
Jak po ’45 tzw. Pryszczaci byli zapatrzeni w latarnię postępu pt. Związek Radziecki, tak dzisiaj nasza pseudolewica stara się pokazać że są równie postępowi jak anty-prywiledżowi Towarzysze, tym razem zza oceanu. „Patrzcie jacy jesteśmy liberalno-lewicowi, prawie tak jak u was w Stanach!!!”. Klasyczne polskie tzw. białe murzynostwo. Na szczęście zawsze się samozaorywujące, vide „Strajk Kobiet i Osób z Macicami”.
A ja se tera czytam pierwszy tom „Niemców” Stempowskiego, czyli zestaw jego felietonów sprzed II wojny. I koleś w 1932 r. jedzie równo po Zachodzie, USA, ZSRR, Niemczech republikańskich i hitlerowskich, Polsce Piłsudskiego, itd. itp. Wszyscy (no może poza Żydami, ale autor nie chciał kopać leżącego i kopanego IRL) są punktowani za własne zjebania, zero taryfy ulgowej po linii „to moi ideologiczni koledzy, więc ich będę bronił”. No ale potem (w czasie wojny) koleś srał podczas pobytu w Szwajcarii ze strachu, że komukolwiek by go Szwajcarzy nie wydali, to zostanie rozstrzelany albo co najmniej wyląduje w obozie „odosobnienia”. Także taka postawa się nie opłaca na poziomie „dnia codziennego”.
p.s.
Jeśli Antena nie chciała / nie wydała TSM, to poszło albo o pieniądze, albo o jakieś niedostatecznie poprawne polityczne wypowiedzi członków zespołu. Zwłaszcza takiego jednego co na bębnach tam gra bym podejrzewał… :)
:tinfoilhat:
PolubieniePolubienie
Perkusista TSM wyraził opinię – być może nazbyt krotochwilnie, jak na dzisiejsze standardy – że czarni perkusiści są najlepsi. Sraczyn uznał, że to rasizm – choć, żeby to wyczytać z postu Dudzińskiego, trzeba być debilem albo mieć naprawdę dużo złej woli – i wycofał się z wydania płyty TSM, poparły go przydupasy typu Kaim czy Waleń, zrobiła się gównoburza – i tyle. Cały problem, lekko upraszaczając, polega na tym, że szef AK to psia końcówa. Nie obrażając czworonogów.
PolubieniePolubienie
Jak to mawiają na Wykopie: niezły lol.
It’s telling jednak, jeśli człowiek nie siedząc na FB i innych gównach jest w stanie zgadnąć, co się mogło w pseudolewicowej bańce wydarzyć (rasizm / homofobia / transfobia / polew z grubych feministek).
A jeśli chodzi o perkusistów, to parafrazując Towarzysza Denga uważam, że nie ważne czy perkusista jest czarny czy biały, ważne żeby grał równo nawet po kilku głębszych.
PolubieniePolubienie
Wiesz, niby śmichy-chichy, ale typ z radia Nowy Świat podał się do dymisji, bo wpierw nazwał chłopa chłopem. To zidiocenie już tu jest, a młodzież i stare capy, które chcą być w awangardzie, łykają totalitaryzm tolerancji jak pelikany.
PolubieniePolubienie
Pozdrowienia i podziękowania – nie zaglądam tu regularnie, raczej jak sobie przypomnę, ale z tych wpisów wyciągnąłem już mnóstwo muzy. System rekomendacji bijący na głowę np. Spotify, który w ramach weekly playlist ostatnio zaproponował mi kolekcję stoner rocka (WTF, nigdy nie słuchałem Kyussa…) czy jakieś metalowe popłuczyny.
BTW, osobiście ostatnio mnie Moss Icon wciągnął – kolejna kapela z lat 90. Właściwie byłem pewien, że gdzieś u Ciebie o niej wyczytałem, ale jak wpisałem w wyszukiwarce to zero wpisów.
PolubieniePolubienie
Też mi się wydawało, że wrzucałem Moss Icon, ale najwyraźniej był tylko w kolejce do wrzucenia. Spotify mam w telefonie – jak mi padnie empetrójka, to włączam. Ostatnio się chyba jakość dźwięku poprawiła.
PolubieniePolubienie