pleń – pleń [jvdasz iskariota; 2021] / zzzu – zzzu [głowa konia nagrania; 2021]

Jeden post, dwa zespoły. Po pierwsze – lenistwo. Po drugie – chęć zwrócenia uwagi na pewien całkiem przyjemny trend w polskim undergroundzie (czy w czasach Facebooka i nieprzyzwoicie wręcz łatwego dostępu do muzyki, możemy wciąż mówić o undergroundzie? To pytanie na inną okazję).

***

Zdarzały się wyjątki, ale w życiu bym nie pomyślał, że polskie kapele zaczną grać może nie masowo, ale też nie raz na ruski rok muzykę psychodeliczną czy post-rockową – generalnie taką, która daje pole do improwizacji, do wyjścia poza schemat zwrotka-refren. Obecnie mamy dość dużo takich grup: lepszych lub gorszych, wiadomo. Ważne jednak, że są.

Największy wpływ w ostatnich paru latach na rozwój muzyki rockowej, która – że tak to ujmę – rozszerza ramy rocka, miało niezmordowane, koncertujące często nawet na takim wypiździewie muzycznym jak Katowice, Lonker See. I za to należy się twórcom „Hamzy” nisko pokłonić.

Poniżej dwa przykłady zespołów, które w świecie po tzw. pandemii raczej nie zrobią kariery na juwenaliach.

Pleń: „Pleń” (Jvdasz Iskariota Rec.; 2021)

pleń

iskariota.com

PLEŃ (widzimy panów na zdjęciu głównym) to zespół z Łodzi, który od razu chwalę za nazwę. Piękna, polska, zamiast beznadziejnej angielskiej, jakie lubią wybierać rodzime gitarowe drużyny. „Pleń”. Super.

Mało kto chyba lubi być porównywany z kolegami po fachu, ale mnie od razu rzuciło się w uszy (mojej żonie też, więc nie siedzę sam z tym wrażeniem) pewne podobieństwo tria do jednego z nielicznych zespołów z Górnego Śląska, którego można słuchać z przyjemnością – Ciśnienia.

Już na początku albumu łódzkiej grupie udała się niełatwa sztuka: „Rozkład”, który trwa ponad dziesięć minut, prowokuje raczej myśl „szkoda, że się kończy”, niż chęć przeskoczenia do następnego utworu.

Zgodnie z obietnicą, którą otrzymałem od zespołu, jest tu też trochę „noiserockowej patologii”. Drugi kawałek, „Shibuya”, jest tak napędzany przez bas, że możemy odnieść wrażenie, iż tak mogłoby brzmieć postrockowe Nomeansno; potem wiele dobrego robi też przesterowana gitara. Naprawdę świetne, niecałe pięć minut.

Później w mroczny klimat wprowadza „Hrsta”, a podtrzymuje go „Bluszcz”. Kapitany kawałek, w którym obok post- i noise rocka pojawia się coś, co można skojarzyć z noise’em à la Wolf Eyes bądź klimatem ładnie zwanym horror ambient. Na koniec gitara daje brzmienie kojarzące się z „Twin Peaks” i płynnie wprowadza nas do przedostatniego utworu, w którym czeka niespodzianka w postaci kalimby. To już drugi zespół – po Salimarze – z Jvdasza Iskarioty, który tu gościł, używający tego instrumentu.

A szósty numer… Dobra, dość. Czuję się, jakbym spoilerował.

Świetna płyta. Bogata w pomysły, które zostały tak zrealizowane, że nie bardzo jest się do czego przyczepić.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

ZZZU: „ZZZU” (Głowa Konia Nagrania; 2021)+

Na drugi ogień idzie stary znajomy Paweł Nałyśnik, który na blogu gościł już parę razy jako członek Parampampam Trio, Razów i Zwidu. Odgrażał się, że tym razem nagrał coś, co chwilami jest wręcz piosenkowe, czy jakoś tak.

PPPT, które ma na koncie kilkadziesiąt epek, brzmi trochę jak połączenie The Dead C (ale tylko tych z dobrych płyt) i Sonic Youth, kiedy ci nie śpiewali i nie grali melodii (ale też nie nudzili, jak na serii „SYR”).

Czy ZZZU jest bardziej przystępne niż PPPT? Chyba tak, choć na weselach raczej nie poleci. Co prawda na płytach Tria zdarzały się momenty, gdy delikatny (ale bez przesady) dźwięk wygrywał z rzężeniem, lecz nowy projekt Nałyśnika jednak mniej rzęzi. Im ZZZU dłużej gra, tym bardziej zdaje się polegać na przyjemnym dla ucha transie. Półmetrowy reefer – właśnie on powinien być dodawany do płyty.

O, a w trzecim kawałku wyczuwam perwersyjną „piosenkowość” Psychic TV.

No jest tu trochę takiej pulsującej, lekkiej perwersji (co ja piszę?), co bardzo ładnie podkreśla wokal w „Ziemia noc echo”.

Zamykające płytę „Sto kamieni milion oczu” z kolei kojarzy się nieco z Blanck Mass.

A najpiękniejsze są doskonale transowe „Głowy”.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

Czyli co? Polska post-rockowa psychodelia, co widać na przykładzie Plenia („który jest niezwykle rzadkim zjawiskiem” – jak donosi Wikipedia) i ZZZU, ma się świetnie. Nie chcę wchodzić w patos, ale muzyka takich zespołów jak bohaterowie tego postu, pozwala z nieco mniejszym wkurwieniem żyć w tych pojebanych czasach.

Amen.

***

„Pleń” można kupić na CD u Jvdasza Iskarioty (swoją drogą, osobliwa nazwa. Nie to, co Głowa Konia, he he), „ZZZU” i na CD, i na winylu u Pawła Nałyśnika. To znaczy chyba jeszcze można. Najlepiej jego spytać.

„kto wierzy w szatana, musi być pojebany, nie?” – podsumowanie 2020, cz. II

Pierwsza dycha podsumowania 2020 roku bardzo ładnie się ułożyła, więc nie chciało mi się pisać drugiej części, ale zapomniałem wspomnieć o dwóch wydawnictwach, którym kibicuję, tak że wypada to nadrobić.

FONORADAR RECORDS

Dawno temu dwóch początkujących biznesmenów wydało dwie kasety świetnego niemieckiego zespołu Couch – „Etwas Benutzen” (słuchałem wczoraj – gra jak ta lala) i „Fantasy”. Wydajesz kasety, ale pod szyldem „Vinyl” – można i tak. Na ten nośnik zapotrzebowanie się skończyło i nic poza Couch już się nie ukazało w Vinylu.

W dziwnym, pandemicznym roku panowie wrócili jako Fonoradar Records i, mówiąc krótko, rozjebali – tym razem na winylach i CD. Titanic Sea Moon, wznowienie „Killwater” Thing, nowy June of 44, kapitalny Luggage, Columbus Duo i Guiding Lights… W 2021, który pewnie będzie jeszcze gorszy niż kończący się rok, też pojawią się ciekawe rzeczy.

Zapomniałem wspomnieć nie o dwóch wydawnictwach, lecz trzech, bowiem mamy jeszcze

PAWLACZ PERSKI i PATALAX

Eksperymentalna muzyka na… kasetach, dużo dub techno, którego jestem może nie fanem, ale na pewno sympatykiem.

Jest Pawlacz Perski, ale jest też Patalax, który powstał również chyba po to, by opowiadać krótkie, psychodeliczno-surrealistyczne bajki. A może sublabel Patalax zawładnął Pawlaczem? Ten wydał w tym roku tylko dwa materiały (Jachna/Ziołek/Buhl i Wojtek Traczyk), ten od bajek – cztery . W tym bodaj najciekawszy: „Mulet” Monte Omok. Ale może tylko dlatego najciekawszy, że dopiero czeka u mnie na odsłuch kaseta „Bezruch” Mechu.

Przejdźmy do drugiej dziesiątki mych ulubionych płyt:

(o)

facsvoid moments [trouble in mind records; 2020]

Post-punk i noise rock obok często rozbuchanego napierdalania mają też nurt minimalistyczny. Warto w tym miejscu wymienić australijskie My Disco (świetni byli na „Severe” [2015], na „Environment” [2019] od minimalizmu przeszli do pretensjonalności) oraz Luggage (kapitalna „Shift” [2019] i nie gorsza „Three” [2017], wydana u nas przez wspomniany Fonoradar). FACS grają w tej samej lidze i mniej więcej w tę samą grę, choć mam wrażenie, że na „Void Moments” nieco odeszli od swej surowości. Pytanie, czy słusznie. Tak czy siak, płyta świetna.

(o)(o)

the budos bandlong in the tooth [daptone records; 2020]

Pod tym fajnym tytułem kryje się najlepszy istniejący soundtrack do najlepszego nieistniejącego amerykańskiego sensacyjnego filmu z lat 70.

(o)(o)(o)

pay for painpain [dark medicine; 2020]

Można grać w 2020 tzw. indie rock i nie być miałkim. Ta płyta to – może to krzywdząca opinia – tak naprawdę dwa numery: otwierający całość „Fallen Angel” i zamykający – „Until I Walk Through the Flames”. Paradoksalnie, gdyby Pay for Pain wydali singiel, uznałbym, że to za mało, żeby ich wrzucić do tego zestawienia.

(o)(o)(o)(o)

incantationsect of vile divinities [relapse records; 2020]

Nigdy nie pokocham death metalu z powodu komicznego imidżu oraz debilnego przekazu, ale ta płyta to po prostu 12 doskonałych, ponurych numerów legendarnej kapeli, które fantastycznie wwiercają się w czaszkę.

(o)(o)(o)(o)(o)

oily boyscro memory grin [cool death records, static shock records; 2020]

Brudny jak dupsko szatana punk czy tam hardcore Australijczyków po części związanych z doskonałą postpunkową kapelą Low Life. Dlaczego można grać tak dobrze punka? Chyba nie dlatego, że się nie jest z Polski. A może?

(o)(o)(o)(o)(o)(o)

odrazarzeczom [godz ov war; 2020]

Chwilami płyta może irytować tym zaśpiewami à la górale, którzy wyszli z siłowni ze śpiewem na ustach, albo gitarami, jakby gościnnym występem raczył nas Grzegorz Skawiński. Ale tak czy siak, Odraza to obecnie bodaj najlepszy metal w tym kraju, z na dodatek niegłupimi tekstami (Furia przegrywa kretyńskimi lirykami Nihila). Inna sprawa, że jak popatrzysz na plecy koszulek Odrazy, widzisz, że jest to jednak, niestety, fucktycznie metal.

A jak bywa tak se na „Rzeczom”, to trzeba się wsłuchać wyłącznie w grę perkusisty – dobry typ. Nie wiem, czy lepsza ta płyta, czy surowa „Esperalem tkane”. Na pewno obejrzałbym krakowski zespół na żywo.

Bardzo ładna okładka. Plus ksywa Stawrogin (oczytani metale odczuwają dumę).

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

młody dzbanżycie na parkingu (edycja żałosna) [2020]

Najpierw miałem tu wrzucić Oranssi Pazuzu, ale jak ostatnio słuchałem tegorocznej płyty Finów – „Mestarin Kynsi”, to w sumie miałem lekkie kino. Ten śmieszny wokal plus to muzyczne zadęcie – co za pierdolety. Więc niech będzie zamiast nich Młody Dzban – za porównania i wsamplowanie bohaterów „Chłopaków z baraków”.

A w ogóle to przecież Smarki wrócił:

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

columbus duo and guiding lightscolumbus duo avec guding lights [fonoradar records; 2020]

Głównie z powodu dwóch znakomitych numerów Columbus Duo.

recenzja

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

jarsджрc III [pogo records; 2020]

Klasyczny, można powiedzieć, noise rock, ale to po prostu Jars, nie kolejna podróbka Unsane. Żeby tak u nas grano jak w Moskwie… I pomyśleć, że ludzie zachwycają się nową płytą METZ.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

neil young & crazy horsereturn to greendale [reprise records; 2020]

Koncert z 2003 r., prezentujący materiał z płyty „Greendale” wydanej w tym samym roku. Trochę od czapy wydawnictwo w tym zestawieniu, bo archiwalne, ale był to wspaniały występ, zwłaszcza „Be the Rain” chwyta za serce.

Young nagrywa w domu, wydaje archiwalne nagrania (w tym roku ukazało się 10-płytowe „Neil Young Archives Volume II: 1972–1976”, zawierające m.in. materiał z sesji z „Zumy”) – 75-letni Kanadyjczyk zawstydza młodych.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

tarlive i inne

2019 był rokiem koncertówek Sonic Youth. W końcu znudziły mi się te bootlegi, a czarę goryczy przelały kiepskie „Rarities 2”. W tym roku z miłą chęcią odsłuchiwałem za to nagrań live jednej z moich ulubionych kapel lat 90., Tar.

Ach – uwaga, piszę jak Krzysztof Varga – pójść na koncert, i stresować się, czy aby na pewno zagrają „Dark Mark” i „Viaduct Removal”.

Oprócz koncertów (sami twierdzą, że w najwyższej formie byli, gdy grali z The Jesus Lizard), ukazała się płyta z nagraniami z prób „Abogados!” oraz materiał zespołu Luckyj, w których grało bodaj dwóch typów z Tar.

Szanuję za to, że zamiast wydawać te rzeczy na winylach, po prostu wrzucają je za dolara lub za darmo na Bandcamp.

***

Nie rozumiem ludzi, którzy ględzą o tym, że kiedyś było lepiej, że teraz nie ma dobrych płyt itp. Kiedyś było lepiej, kondonie, bo ważyłeś o 20 kilo mniej, a twój kac trwał dwie godziny, nie dwa dni. I tyle. Przecież obecnie świetnych polskich płyt wychodzi tyle w ciągu roku, ile kiedyś przez dekadę. Za granicą też dają radę.

Śmieszą mnie podsumowania z 50 albo setką pozycji, ale sam mógłbym dołożyć do tych swoich dwudziestu płyt wiele innych. Oto parę dodatkowych:

Jest tego od groma.

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.

parampampam trio – ep#30 [2020]

bandcamp

facebook


zdjęcie: Magda Patocka

Paradoks Parampampam Trio polega na tym, że jest to grupa i improwizująca (więc nigdy nie wiem, co zagrają), i jednak przewidywalna (mamy jakichś dziwaków z Olsztyna, po których spodziewamy się, że w ciągu roku wydadzą więcej płyt niż Oren Ambarchi czy Matthew Shipp). PPPT jest zespołem przewidywalnym w swej nieprzewidywalności. Czy to ja napisałem to durne zdanie? Na to wygląda.

Na „EP#30” panowie penetrują rejony transowego, surowego grania, które mogłoby służyć jako ścieżka dźwiękowa do spaceru po ponurym lesie. Może nie tym z Twin Peaks, raczej lekkie postapo. Skojarzenia z The Dead C chyba będą na miejscu.

Pisząc w 2019 parę razy o zespole z Olsztyna (wydał w poprzednich 12 miesiącach chyba dziewięć płyt), zastanawiałem się, czemu tak rzadko pojawia się choćby na facebookowych ściankach niby kumatych znajomych, będąc przecież jednym z najciekawszych składów w Polsce. Wpływ pewnie ma na to szalona liczba epek (panie kochany, kto by to wszystko ogarnął?) oraz kompletna wyjebka PPPT na promocję, nawet w skali niezależnego grajdołka. No i brak odpowiednich znajomości (he, he).

(o)(o)

W związku z tym, że jak ostatnio łaziłem po lesie, to dojechałem sobie ścięgno Achillesa, tej i kolejnych oraz poprzednich epek PPPT z wielką chęcią posłucham w domu. Więcej niż udanie zaczęli panowie ten rok. „EP#30” to najlepszy materiał Andrzeja Koczana, Dariusza Dzwolaka i Pawła Nałysnika, jaki poznałem. Trzeci z nich pewnie znów napisze, że przesadzam, ale ten materiał jest po prostu wybitny.

Do usłyszenia pewnie za miesiąc.

PS Bardzo ładna okładka, choć ja bym chyba usunął białą obwódkę.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

surrounded by fucking idiots – podsumowanie 2019 roku

Z czym kojarzy mi się 2019? Z koncertami dobrych kapel, na których nie pojawili się ani przysłowiowy pies z kulawą nogą, ani przysłowiowy chuj na kaczych łapach. Niepokojące zjawisko.

Poza tym, jak zwykle, ogrom świetnych płyt, i u nas, i za granicą. Trudno to wszystko ogarnąć. Poniższa lista może byłaby inna, ale nie było szans na to, by poświęcić wszystkim albumom należytą uwagę.

Do zestawienia ulubionych albumów kończącego się roku nie dawałem staroci, które dopiero teraz wyszły. Sesje Shellaca u Johna Peela, koncerty Sonic Youth – kto miałby szanse z takimi cymesami?

Dziękuję wszystkim zespołom za wysłane płyty, kasety, empetrójki. Jeśli kogoś nie zrecenzowałem, to dlatego, że jest słaby nie znalazłem czasu.

Poniżej najfajniejsze dla mnie płyty – od mojego ulubionego Oozing Wound po Hey Colossus.

Jeśli są jeszcze tacy, co ściągają mp3 na dysk, dałem do nich linki (w tytułach). Ale polskie kapele, które nie udostępniają swoich materiałów za darmo, oszczędziłem.

I jeszcze składanka. Ale bez Dynasonic, bo ich płyta to dwa numery mające po ponad 10 minut.

surronded by / fucking idiots

(o)

oozing woundhigh anxiety [thrill jockey]

Kapitalna okładka i – co ważniejsze – muzyka. Najlepszy metal jest we Thrill Jockey.

(o)(o)

shannon wrightprovidence [vicious circle]

Piękny, poruszający materiał, zwłaszcza piosenka „These Present Arms”. Shannon Wright na amen porzuciła gitarę (przynajmniej na „Providence”), ale w niczym to nie przeszkadza.

(o)(o)(o)

pezetmuzyka współczesna [koka beats]

Chłop zapełnia stadion, wiesza billboardy z cytatami ze swych kawałków, a wy co: koncert dla dziesięciu osób w klubie, w którym nie odróżnisz kibla od baru? xD

„Muzyka współczesna” to najlepszy materiał Pezeta od czasu „Muzyki poważnej”; wreszcie ktoś, konkretnie Auer, godnie zastąpił Noona.

Warszawski raper najlepszy jest w kawałkach, które opisują niełatwe relacje z kobietami: „Dom”, „Nauczysz się czekać”, „Nie zobaczysz łez” to kapitalne numery.

Na marginesie, zastanawiam się, czy jeśli podoba mi się taki numer jak „Magenta”, to nie czas, by zbijać trumnę.

Wywal ze dwa kawałki i miałbyś wybitną płytę. Tak czy siak, „Muzyka współczesna” to rewelacyjny album.

(o)(o)(o)(o)

low lifedowner edn [alter, cool death records, goner records]

Jeden z fajniejszych zespołów postpunkowych. Świetna, oldskulowa płyta. Wyróżniam abnegata na wokalu.

No i poczucie humoru. Lubię zabawne kapele! Co za kolesie!

(o)(o)(o)(o)(o)

próchnopróchno [don’t sit on my vinyl; gusstaff records]

Jedna z nielicznych moich recenzji, z których jestem zadowolony – KLIK

(o)(o)(o)(o)(o)(o)

lightning boltsonic citadel [thrill jockey]

Lightning Bolt w Pogłosie – chyba najlepsza rzecz, jaką w tym roku widziałem na żywo. Najebka w granicach rozsądku, pełno ludzi, znajomi dawno niewidziani i przede wszystkim wpierdol (muzyczny). Aha, płyta zajebista.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

tim heckeranoyo [sunblind music; kranky]

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

mount eerie with julie doironlost wisdom pt. 2 [p.w. elverum & sun; 7 e.p.]

Największą muzyczną ekstremą ostatnich lat nie jest dla mnie żaden noise czy blackened harsh industrial, lecz piosenki Mount Eerie (chyba się tego nie odmienia), które Phil Elvrum nagrał po śmierci swej żony Geneviève Elverum (rak trzustki – trzeba przyznać, że język polski, jak idzie o nazywanie chorób, jest czasem jednocześnie trywialny i straszny).

Phil się chyba pozbierał.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

matana robertscoin coin chapter four: memphis [constellation]

To moja ulubiona postać, jeżeli chodzi o współczesny jazz. Jazz jak jazz – to, co się dzieje na tej płycie-opowieści, wykracza daleko poza ten gatunek. Dawać ją na Offa!

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

dynasonic#1 [don’t sit on my vinyl; dym recordings]

Trochę mi ten materiał przypominał „Elite Feline” Lotto, moją ulubioną polską płytę ostatnich. Nowe Lotto mnie rozczarowało, a Dynasonic nawet sobie kupiłem (handmade z Don’t Sit On My Vinyl, trochę trzeszczy na stronie A). KLIK

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

jarsподлог [they live! records]

Też doskonale wypadli na żywo we Wrocławiu, w tym lub ubiegłym roku. Od tamtego czasu zbieram się, by zrobić post o nich. Aha, Jars to doskonały noise rock z Moskwy.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

obiektyczarne miasto [instant classic]

Jeden z kliku zespołów Bartosza Leśniewskiego. Miało nie być tej płyty w zestawie, ale wracając tramwajem z pracy, poczułem jej moc. Czasem warto być debilem bez prawka. Piękna jest ta psychodelia Obiektów.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

hiob dylanmuzyka krajowa

Geniusz.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

usa/mexicomatamoros [riot season; 12xu]

Starzy wyjadacze, jak to się mówi (jedna trzecia zespołu to King Coffey z Butthole Surfers). Genialny, stary klimat Trance Syndicate. Na liście – głównie za ostatni numer. Tak w ogóle, to co za brzmienie USA/Mexico osiągnęło na tej płycie? Miazga.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

parampampam triopppt ep 23

Bodaj dziewięć płyt w ciągu roku. Więcej, panowie. Będzie jeszcze łatwiej to ogarnąć. xD A tak w ogóle, to najbardziej niedoceniany, a może – obok Columbus Duo – najlepszy zespół w Polsce. Już widzę te trzy osoby na koncercie w Katowicach.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

krausethe ecstasy of infinite sterility [riot season; fuzz ink·records]

Noise rock nie całkiem umarł, choć wiele gównianych klonów Unsane próbuje go uśmiercić. Ale są tacy, co walczą o dobre imię najlepszej muzyki na świecie. Bardzo dobry, brudny materiał Greków.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

earthfull upon her burning lips [sargent house; daymare recordings]

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

uzedaquocumque jeceris stabit [overdrive records; temporary residence limited]

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

cherubsimmaculada high [relapse records]

Raczej rozczarowanko, ale to jednak Cherubs. I tak są lepsi od większości kapel.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

hey colossusfour bibles [alter]

Słuchałem ładnych parę razy tej płyty i zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo mi podchodzi. W końcu, 25 grudnia, wpadłem na to: Hey Colossus przypomina mi Young Widows, tyle że w łagodniejszej wersji.

***

Pozostając przy życiu kulturalnym, stwierdzam, że ogromne wrażenie zrobiła na mnie Serotonina (2019) Michela Houellebecqa, zwłaszcza zakończenie. Michel Thomas mnie zaskoczył.

Pozostając przy żabojadach, stwierdzam, że duże wrażenie zrobiło na mnie Królestwo (2014, u nas 2016) Emmanuela Carrère’a. Może tylko fragment o pornosie z masturbującą się pięknością i o tym, że sam autor lubi cofać Bułgara, był trochę od czapy.

Banalnie stwierdzając – chciałbym czytać więcej (przeczytałem więcej niż te Francuzy, żeby nie było; po prostu dwie książki wyróżniłem), ale jest jak jest: łatwiej ogarnąć serial. Właśnie kończę Moje autobiografie Thomasa Bernharda. Trzeba przyznać, że gardzonko jest konkretne u tego pana.

No dobra, przejdźmy do seriali; kocham seriale.

Deuce (2017-2019)

Drugi sezon trochę rozczarował, ale trzeci, zamykający całość, dał po łbie. Typowy David Simon, nie zostawia wiele złudzeń, choć nie dołuje na siłę. Geniusz.

Absolutnie wspanianiali Maggie Gyllenhaal i James Franco w podwójnej roli. Plus dużo ryjów znanych chociażby z „The Wire”.

Ozark (2017-2018)

Rozczarował nowy „Mindhunter” (podobnie jak trzecia odsłona „Detektywa”), za to kapitany okazał się drugi sezon „Ozark”. Coś jak bardziej hardkorowe „Justified”.

aa

After Life (2019)

Morda Ricky’ego Gervais uratowałaby nawet film „Black Panther”. Szkoda, że ostatni odcinek rozbił „After Life” jako całość.

Better Call Saul (2015-2018)

Nie mam pojęcia, czemu tak długo zwlekałem z tym serialem. Miazga. Kolejny sezon w lutym.

Ok, już mi się znudziło pisanie. Jeszcze może wrzucę Wielkiego Jana Frycza ze średniego serialu „Ślepnąc od świateł” (również Robert Więckiewicz zagrał wybitnie), i to by było na tyle.


No i „Maniac”.

Niezły psychodel i wspaniała Emma Stone, wybitna również w „Faworycie”.

Aha, jeśli chodzi o filmy, to Irlandczyk (choć nie przekonuje mnie cyfrowe odmładzanie aktorów) i Historie małżeńskie, w których Scarlett Johansson i Adam Driver po prostu pozamiatali. 7 uczuć Marka Koterskiego – można umrzeć ze śmiechu i jednocześnie poczuć jak na terapii (która i tak nic nie da).

Sobie życzę, żeby ten blog jak najszybciej zdechł. Może oznaczałoby to, że zacząłem robić coś sensownego w życiu.

parampampam trio – pppt ep#26 [2019]

bandcamp

facebook

Ech, znajomi na fejsie wrzucają jakieś bzdety typu Tool, a nikt nie da Parampampam Trio. Znów po stronie mniejszości – proste.

Słucham kolejnej EP-ki jednego z najciekawszych polskich zespołów i po głowie chodzi mi idiotyczny tag „jarmusch rock” (przypomniało mi się, jak ktoś granie Sonic Youth na „NYC Ghosts & Flowers” określił jako „burroughs rock”, może nawet oficjalna strona SY).

Może dlatego chodzi, że „PPPT EP#26” jakoś mi soundtracki do niektórych filmów Jarmuscha przypomina, albo czuję, że by do nich pasowała. Może też dlatego, że chyba tego samego dnia, gdy zaczałęm swą przygodę z nowym materiałem olsztynian, słuchałem płyty kwartetu Jim Jarmusch, Lee Ranaldo, Marc Urselli, Balázs Pándi. Bardzo płynnie przechodzi jedno w drugie. Może Parampampam Trio powinno nagrać materiał z Krzysztofem Zanussim.

A może wzięło się to stąd, że przymierzam się do nowego filmu amerykańskiego reżysera. Wszyscy go gnoją, a mnie bardziej martwi obecność Iggy’ego Popa, za którym nie przepadam, niż zniżka formy Mistrza.

Fajnie, jakby Parampampam Trio zagrało tu, w Katowicach, bo niewiele się dzieje. Mamy na szczęście Ciśnienie – kapitalne, gdy wychodzi poza ramy „akademickiego” post-rocka. No i Lonker See, grający tak często, jakby mieszkali na Koszutce. Może kiedyś wpadnie PPPT.

A za rok OFF Festival. Już słyszę, jak Anna Gacek potwierdza ogłoszenie Artura Rojka, a ja – w piątek, po pracy – przyjeżdżam na ostatnie trzy minuty koncertu Parampampam.

Z EP-ek opisywanego tria, które słyszałem, „PPPT EP#26” wydaje mi się najbardziej przystępna. Jeśli ktoś nie zna zespołu, może zacząć od niej.

parampampam trio – pppt ep#24 [2019], pppt ep#25 [2019]

bandcamp

facebook

Na niedawno zakończonym Off Festivalu zabrakło mi polskiej, gitarowej alternatywy. Człowiek łaził po terenie festiwalu, czekał na gwiazdy wieczoru (raczej Electric Wizard i OM niż Suede czy Jarvis Cocker), pił to pseudopiwo i myślał o wielu naszych fantastycznych kapelach, które mogłyby zagrać zamiast jakichś koszmarków z tanecznym beatem. No, ale może tak jest lepiej. To nie festiwal stworzony dla starych pierdzieli – niech się młodzi bawią. Choć obecność niektórych gwiazd zdaje się temu przeczyć.

Chętnie bym zobaczył scenę, na której pojawiają się ci, którzy na naszej szeroko rozumianej scenie niezależnej grają najciekawsze dźwięki, np. Parampampam Trio. Pisałem o tym zespole dwa razy w tym roku („PPPT EP22 2019”, „PPPT EP 23”), nie będę się produkował po raz trzeci, by opisać to, co grają olsztynianie. Jak ktoś ma ochotę, niech zerknie w stare recenzje. One dadzą obraz sztuki tworzonej przez PPPT. A najlepiej po prostu włączyć muzykę.

Nie jest to najłatwiejsze w odbiorze granie na świecie, ale zawsze bardzo dobre, a chwilami wręcz fascynujące. Parampampam Trio to jeden z najciekawszych zespołów w Polsce. Każde z jego wydawnictw, którego słuchałem, warte jest by poświęcić mu uwagę. I nie ma się co zrażać ich liczbą.

Napierdalać, panowie, póki są siły i pomysły.

***

Ledwo co się zebrałem, żeby wrzucić info o tych dwóch epkach, a chłopaki dały na Bandcampa kolejną – „PPPT las OLSZTYN 7. 06. 2019”.

Gorąco zachęcam do kliknięcia w BUY. Zarobiona kasa zostanie przekazana na leczenie Joanny „Tekli” Woźniak. Więcej pod tym linkiem.

parampampam trio – ep23 [2019] / ostrowski – further fluctuations [pawlacz perski; 2019]

bandcamp

facebook

***

pawlaczperski.org

bandcamp

facebook

***

Czasu brak, więc wrzucam dwóch artystów do jednego postu. Myślę, że ani Parampampam Trio, ani pan Ostrowski do spółki z Pawlacz Records się nie obrażą. W końcu, poniekąd, cała trójka gra w jednej drużynie: najlepszej emanacji rodzimego undergroundu.

***

Mam ostatnio fazę – jakby to głupio nie zabrzmiało – na niesłuchanie Ewy Braun (nadmierna poważka i wokal pana Dymitera zaczęły mi przeszkadzać). Podobnie miałem, przez kilka lat, z Sonic Youth; chyba po wydaniu „The Eternal”. Ale ostatnio, dzięki wspaniałym, pośmiertnym koncertówkom, odkryłem na nowo geniusz nowojorczyków.

Parampampam Trio zastępuje mi Ewę Braun. Nie daje co prawda tych samych emocji – bo i bez tekstów, i ja nie mam już 17 lat – ale to obecnie jedna z moich ulubionych gitarowych drużyn. Zanim zaczną się nią zachwycać portale i dziennikarze, których – delikatnie rzecz ujmując – nie cenię, traktuję PPPT jako swoje.

Mam nadzieję wkrótce zobaczyć ich u siebie – gwarantuję obecność co najmniej pięciu osób. Reszta na chujowym HC kilometr dalej.

***

Na muzyce elektronicznej znam się słabo (to, czy można się na niej znać – to temat na inną opowieść), ale od dłuższego czasu śledzę to, co wydaje Pawlacz Perski. I kiedy mam ochotę odpocząć od gitar, włączam geniuszy z Autechre czy Pan Sonic, ale też rzeczy wydawane na kasetach właśnie przez bohaterów tego postu.

Nie wiem, co w tym jest, ale nagrania udostępniane przez Pawlacz Perski świetnie sprawdzają się podczas jazdy tramwajem. Podobnie jest z „Further Fluctuations” Ostrowskiego. Może działa to jedynie na krótkiej trasie „Wełnowiec Kościół – Katowice Rynek”. Ale chyba nie, bo po przesiadce do autobusu też nie było najgorzej.

Osiem gęstych, poszarpanych kawałków Krzysztofa Freeze’a Ostrowskiego daje – chwilami niemal bolesną od tej gęstości – przyjemność. Do tagowania muzyki zawartej na tym materiale zapraszam ekspertów.

Jak zwykle w przypadku wydawnictwa Pawlacza Perskiego, warto wczytać się w opis muzyki udostępniony na Bandcampie.

parampampam trio – pppt22 [2019]

bandcamp

facebook

Zabierałem się do Parampampam Trio od paru miesięcy jak pies do jeża. Zespół z Olsztyna potrafi wydać w ciągu roku tyle płyt, ile inni przed dekadę, więc obawiałem się, że może to być jakieś trudne do strawienia impro. W końcu jednak postanowiłem wybrać jakiś materiał do recenzji – padło na tegoroczny.

Pierwszy kawałek z „PPT22”, „Derby”, przywodzi na myśl Ewę Braun, wychodzącą dalej niż miała to w zwyczaju poza strukturę rockowego utworu. Także ostatni numer, „Czekając na cud”, mógłby być noise’ową improwizacją zagraną przez jeden z najważniejszych zespołów w historii polskiego undergroundu. Również Kristen to zespół, którego nazwę można by wymienić w kontekście dźwięków generowanych przez Parampampam Trio.

Muzyka zawarta na najnowszym materiale Parampampam Trio (gdy piszę te słowa, olsztynianie mogli dorzucić ze trzy nowe) przywodzi na myśl wspomnianą Ewcię, czasem wręcz wyśmiewający rockowe kanony post-rock Storm & Stress, pasuje do niej też – wyświechtane tak bardzo, że aż wstyd go użyć – określenie „transowość psychodelii”. Najkrótszy w zestawie „Rylec” ma z rockiem najmniej wspólnego, ale stanowi udany przerywnik między postrockowo-psychodelicznym lotem olsztynian, kojarzący się z jakimś nagraniem Sonic Youth z eksperymentalnej serii „SYR”.

Nie ma tu jednak mowy o naśladownictwie czy braku oryginalności, to wskazanie punktu odniesień mających dać jakiś tam, obraz tej niełatwej, ale też w sumie… prostej muzyki. Im częściej włączam ten materiał, tym mniej myślę o innych niż Pamparampam Trio wykonawcach.

Moja muzyka. Lecimy z innymi płytami.

%d blogerów lubi to: