
fot. Dewi Anna
WSPOMINKI, BY UCIEC OD PISANIA O MUZYCE
Myślałem ostatnio o tym, że po raz pierwszy z twórczością Marcina Dymitera spotkałem się w… radiowej Trójce. W pierwszej połowie lat 90. leciała w niej wybitna audycja Macieja Chmiela, „Ręka boksera” (odgrażałem się kiedyś, że zripuję te wspaniałości z kaset do mp3, ale taśmy jednak zaginęły podczas przeprowadzek), i w jednej z nich MC Chmiel puścił jakieś utwory Ewy Braun; na pewno „Kamienny krzyż” (wstęp trochę jak „To tylko tango” Maanamu), puentując go stwierdzeniem, że ta piosenka dokonuje ostatecznego podziału na „my i oni”. Pamiętam, że zabrzmiało to bardzo poważnie jak na tego dość frywolnego radiowca.
Pozostając w temacie poczucia humoru, poważka Ewy Braun męczyła jej perkusistę, Dariusza Dudzińskiego, stąd dowcipny, jednoosobowy zespół Przyzwoitość. Może też nieco cierpiał Dymiter, bo jako emiter nagrał prawdziwy hit, jakim jest (albo powinno być) bez wątpienia „1500 wiadomości” z „#2: Static”, będący odbiciem słynnych wersów z „Randki z mutantem” Pawła Konnaka: „[kot Antek] rozszerzy zasięg telefonów era gsm / mówi szymon ja kocham erę gsm / bo pierwsze pięć sekund rozmowy jest za darmo / i można powiedzieć dupa dupa dupa”.
Tak więc Dymiter towarzyszy mi od 30 lat. Były przecież oprócz Ewci wspaniałe Mordy, niski szum, Trys Saulės, Zemiter (duet z Hubertem Zemlerem), Sonda, współpraca z Arszynem, solowe płyty jako emiter czy pod własnym nazwiskiem… No, trochę tego jest.
NOBEL DLA DYMITERA!
51-letni słupszczanin zdaje się być osobą dość pracowitą. W tym roku – oprócz „Five tracks” – wydał „Where old buildings once stood come new ones” w Pawlaczu Perskim i ELECTRONICS FOR DOGS (w duecie z Dominiką Korzeniecką).
Facet wydał multum płyt, nagrywa innych wykonawców, prowadzi warsztaty, jest kuratorem festiwali, pisze książki (np. „Notatki z terenu”), jest po prostu żywą legendą undergroundu, choć nie dba o poklask (polecam w tym miejscu bardzo dobrą stronę emitera, żeby poczytać o jego działalności). Myślę, że gdy prezydentem zostanie jakiś Trzaskowski, Dymiter dostanie Złoty Krzyż Zasługi – niczym nasze stare punki od Komorowskiego.
***
Muszę się przyznać, że kompletnie nie potrafię załapać field recordingu (choć i w tej materii coś tam pomarudziłem), którego nasz bohater jest bodaj najbardziej znanym propagatorem w Polsce i stanowi on pokaźną część jego twórczości, więc nieco od tego, co były gitarzysta i wokalista Ewy Braun robił w ostatnich latach, się oddaliłem.
Natomiast gdy dostałem nowe płyty od Antenny Non Grata: „Five tracks from a single source” właśnie, „Breath” ZTB, „zeroes on the loose” grüm, pomyślałem, że warto wpierw sprawdzić, co słychać u Dymitera. Wręcz postanowiłem sobie, że jaka by nie było jego nowe dzieło, napiszę o nim.
CYTAT Z BANDCAMPA, BY UCIEC OD PISANIA O MUZYCE
„Jakiś czas temu przygotowałem ścieżkę dźwiękową do prac Magdaleny Franczak. W Miejscu Projektów Zachęty w Warszawie, odbyła się wystawa dwóch artystek – Yael Frank i Magdaleny Franczak pt. «Lód topnieje, Pani Frankczak». Po kilku latach, przeglądając dźwiękowe archiwa, znalazłem utwór z wystawy, a także osobne tracki, z których powstał. Zacząłem słuchać ich jak osobnych utworów. Okazało się, że to dobry początek do dalszej dźwiękowej podróży. Pomyślałem, żeby nawiązać do pojedynczych tracków i na ich podstawie nagrać nową muzykę. Tak powstał ten album”.
W KOŃCU TRZEBA SIĘ Z NIĄ ZMIERZYĆ
No dobra. „Five tracks from a single source” to obok „Archival Recordings for Paolo Monti” Coagulant wydawnictwo Antenna Non Grata, które w ostatnim czasie zrobiło na mnie największe wrażenie. Okazało się znów, że tworzenie muzyki na podstawie starych tracków może przynieść nadspodziewanie dobry efekt. Innym przykładem tego typu działania, o którym z przyjemnością tu pisałem, było zeszłoroczne „Sune Soundtracks” Pawła Nałyśnika.
Płyt z tzw. experimentalem wychodzi pewnie kilkaset dziennie, często po niecałej minucie takowe dzieła wyłączam i nigdy do nich nie wracam. W tym przypadku jest inaczej i nie sądzę, by była to magia nazwiska, bowiem – jak wspominałem – część z tego, co nagrał Marcin Dymiter, nie trafiało do mnie.
***
Trudno napisać coś sensownego o zawartości nowego CD emitera, bo ileż raz można powtarzać to samo przy okazji kolejnego materiału z ambientem, noise’em czy dub techno. Tak czy siak, „Five tracks from a single source” przewspaniale szumi, buczy i trzeszczy oraz trochę też wyje, a nawet (w „4.”), skrzeczy. Mój ulubiony kawałek to chyba „2.” – z tą „przypaloną” elektroniką – który przywołuje na myśl wczesne nagrania kompana pana Marcina z Mapy, Paula Wirkusa.
Kończy się kolejny rok, za chwilę znów zabawa w wybieranie ulubionych płyt. Znajdzie się chyba miejsce dla „Pięciu utworów z jednego źródła”.
(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)
Bóg zapłać. Jakby nie Twój blog, to bym już wogle nie wiedział, że coś nowego wyszło. Zwłaszcza odkąd Chacińskiemu zmienili lejałt bloga, i nie ma już tagów pod artykułami (o kim dany jest).
PolubieniePolubienie
Od nowego roku myślę wrzucać jakieś przeglądy polskich nowości, bo trochę tego wychodzi, tylko wiadomo: człowiek stary, to raczej ogląda serialu i zasypia w trakcie po jednym porterku, a nie pisze jakieś bzdety dla pięciu osób.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No ja w tym półroczu to oprócz Hinode Tapes to niczego polskiego sensownego na razie nie wyczaiłem. Ale jak piszesz – z wiekiem chęć do poznawania nowości mi spada. No chyba że chodzi o aktorki-dwudziestki…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jeżeli chodzi o kobiety, pozostaję ultrasem Ottona Weiningera.
PolubieniePolubienie