Chciałoby się w spokoju posłuchać Rolling Stonesów, lecz niszowi wydawcy zasypują człowieka płytami z muzyką eksperymentalną. Raczej niczego, co znajduje się na przedstawionych niżej płytach, nie zanucisz jak Ruby Tuesday czy Under My Thumb, ale może warto włączyć Phicusa (na zdjęciu), CHORE IA i Kriję? Odpowiedź niżej.
Nie przepadam za tego typu postami – więcej niż jedna płyta w jednym wpisie. Zwłaszcza Krija zasłużyła na osobny tekst.
(o)(o)
Phicus – Spontaneous Live Series 13 (Spontaneous Music Tribune; 2023)
kto gra? Kataloński Phicus tworzą: Ferran Fages (gitara elektryczna), Àlex Reviriego (kontrabas) i Vasco Trilla (perkusja).
z czym mamy do czynienia? Z koncertem, który odbył się 6 października ur. w poznańskim Dragon Social Clubie (nagranie – Eryk Kozłowski, mix i mastering – Witold Oleszak). Występ po roku ukazał się na CD (200 sztuk).
„Muzycy grają ze sobą w tym składzie prawie 6 lat, nagrali cztery płyty, ale te dźwięki, które zaserwowali nam w Dragonie być może były najlepszymi momentami w dotychczasowej historii tria. Tę śmiałą tezę potwierdzili także same artyści” – czytamy w zestawie prasowym.
szalenie ważna opinia 10fs Gdy widzę, że coś jest podpisane nazwiskiem „Vasco Trilla”, z miejsca staram się temu czemuś poświęcić należytą uwagę. Ten fan zespołu Mgła mógłby, podejrzewam, sprawić, że muzyka Taylor Swift nie wydawałaby się mdła.
Trzy utwory z 013 są niezwykle ciekawe m.in. dlatego, że z jednej strony mamy tu „nerwowe”, podszyte niepokojem impro, a z drugiej – w muzyce Trilli, Fagesa i Reviriega jest coś pełnego niemal medytacyjnego. Podczas pierwszego odsłuchu wydawało mi się, że wręcz ambientowego, ale to chyba przesada. Chociaż… O, jest w press kicie o „post-ambiencie”, więc może nie jest tak źle z moimi uszami. Medytacja medytacją, ale muzyce z Spontaneous Live Series 013 blisko chwilami do dziwacznego post-rocka doskonałej grupy Storm & Stress.
Granie wciągające i oryginalne, co w zalewie miliarda płyt zakrawa na cud. Jestem pewny, że Phicus zachwyciłby mnie na żywo.
(o)(o)
CHORE IA – Postscriptum / Neogolizmowa (Antenna Non Grata [ANG CD31-32/2023] + Zoharum [ZOHAR 301-2]; 2023)
kto gra? Jacek Wanat, czyli „(…) urodzony w 1966 roku filozof, basista, entuzjasta awangardowego rocka. Poszukuje harmonii w dysonansie. Artysta eksperymentujący z dźwiękiem, formą i słowem, zgodnie z założeniem przekonującym, iż «wyodrębniając ciszę z hałasu tworzy się muzykę»” – czytamy na Bandcampie Antenny.
z czym mamy do czynienia? Z dwupłytowym (2 x CD) wydawnictwem, na którym znajdziemy ambient, echa industrialu oraz rockowej awangardy i zapewne wiele innych muzycznych gatunków. Jeśli ktoś chce się pobawić w ich nazywanie, nie widzę przeszkód.
szalenie ważna opinia 10fs Za dużo tych płyt. Nie czytałem przed włączeniem tego wydawnictwa, będącego efektem współpracy Antenny Non Grata i Zoharum, niczego na jego temat. Po wysłuchaniu chciałem błysnąć tekstem o „obuhowym klimacie”, zupełnie zapominając, że – po pierwsze – CHORE IA dawno temu wydawał OBUH i że – po drugie – kaseta z Neologizmową znajduje się w przepastnej kolekcji mojej żony. Ba, ja nawet pisałem już o tym projekcie Wanata – przy okazji płyty Reanimacja.
***
Nowy album (nie znalazłem informacji, kiedy został nagrany), Postscriptum, to „(…) muzyczna opowieść o przemijaniu, samotności oraz naiwności. Nie możemy zrozumieć siebie, ale możemy usłyszeć (na przykład wyrywając ciszę szumowi)”. Neologizmowa zawiera stare nagrania, dzięki czemu możemy się przekonać, co się zmieniło w twórczości CHOREgo IA. I czy na lepsze.
Postscriptum to znakomita rzecz. Czy Wanat porusza się w rejonach niemal czystego ambientu, czy robi sobie wycieczkę na tereny industrialu i rockowej awangardy w The Say Nothing / Oni umarli – efekt jest wyśmienity. Nie jestem co prawda pewny, czy potrzebny jest w tym utworze głos, ale skoro przyniósł skojarzenie z Za Siódmą Górą, to może jest. Kapitalny, 17-minutowy numer.
Zamykający Postscriptum I’m Raining, głównie dzięki wokalowi, brzmi trochę niedzisiejszo, więc płynnie – przynajmniej na bandcampach Antenny i Zoharum, na którym obie płyty zostały wrzucone razem – przechodzimy do staroci, czyli Neologizmowej. Czy ta broni się po niemal 30 latach (nagrano ją w 1994 r.)? Muzycznie – często tak. To materiał dość mocno różniący się od Postscriptum, chwilami wręcz mogący przywodzić na myśl coś, co nazwałbym freak folkiem. Ma słabsze momenty, lecz warto go poznać bądź przypomnieć sobie. Trochę razi amatorski wokal, mimo że Wanat ma przyjemny głos.
Podsumowując: Postscriptum – nie do przegapienia, Neologizmowa – raczej do archiwum (ale kasetę pewnie jeszcze kiedyś włączę).
Całość zamyka bonus – udany Post Scriptum TRIPTYCH.
Warto nadmienić, że rzecz została bardzo ładnie, kolorowo wydana, a za oprawę graficzną odpowiada sam Wanat.
I jeszcze jedna refleksja. Każdy odsłuch Postscriptum każe inaczej patrzeć na tę muzykę. Teraz, gdy leci otwierający płytę I’m waiting for nothing to happen (kapitalny tytuł), mam ochotę znów ponarzekać na wokal i myślę sobie, że jednak CHORE IA przez te trzydzieści lat chyba jednak zasadniczo się nie zmieniło. Choć jednak jest lepsze – mniej lub bardziej (jak kto woli) chore.
(o)(o)
Krija – Klang (Pawlacz Perski [PPT57]; 2023)
kto gra? Emil Pietrzyk (gitara/shakuhachi), Lila Waszkiewicz (skrzypce/głos), Paweł Szpura (perkusja).
z czym mamy do czynienia? „Krija to rytuał. Dźwiękowa praktyka medytacyjna. Skrzypce, perkusja, gitara, shakuhachi, a nawet głos – to brzmienia unoszone przez nurt, który powoli zaciera ich widzialne granice, aż stają się nierozerwalną częścią płynącego wywaru. Koryto poszerza się niepostrzeżenie. Pojawiają się fale i wiry. I to, co pod powierzchnią. Jeśli chcesz, możesz zanurzyć głowę i spróbować dojrzeć dno. Jest głęboko” (tekst z Bandcampu Pawlacza).
szalenie ważna opinia 10fs Niedawno po raz pierwszy w życiu zobaczyłem na żywo Lotto. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie gra perkusisty tria, Pawła Szpury. Sam się, oczywiście nie znam, ale dwóch znajomych, zajmujących się na co dzień muzyką, potwierdziło mój zachwyt („no, dobry jest”). Fakt, że współtworzy Kriję, był głównym powodem, by włączyć Klang.
Klang jest płytą – proszę wybaczyć banał – eklektyczną, na którą składają się:
- czternastominutowy, „poszarpany” dust, który może skojarzyć się z genialną serią Williama Basinskiego, Disintegration Loops, oraz ze świetną tegoroczną płytą Nate’a Scheible’a, plum;
- „indiańskie” šuo;
- psychrockowy san;
- horroambientowy void;
- po części drone’owe, przywołujące chwilami na myśl wspaniałe nagrania Aleksandry Słyż, pelenai.
Każdy utwór z innej parafii, ale zdałem sobie sprawę z tego dopiero wtedy, gdy przysłuchiwałem się im z osobna. Krija jakimś cudem jest spójna, co świadczy niewątpliwie o ogromnych talentach i wrażliwości muzycznej Pietrzyka, Waszkiewicz i Szpury.
Żeby docenić te nagrania, wcześniej przelatujące przeze mnie i nie zostawiające wyraźnych śladów, musiałem usiąść spokojnie w dniu wolnym. Wtedy poczułem, jak piękna to muzyka. Choć też trochę niepokojąca, co najlepiej słychać w końcówce pelenai. Wiesz, masz co prawda wolne, ale zdajesz sobie sprawę, że w każdej chwili mogą zadzwonić.
Pawlacz Perski w zbliżającym się do końca roku uraczył nas tylko jedną kasetą. Ale za to jaką.