mistrzostwa jaworzna w kurczaku z rożna (podsumowanie 2022, cz. 2)

Wyliniali rockmani pokroju Dżejmsa Bo czy Ozzy’ego narzekają, że nie ma już prawdziwych żab w Nasiołce dziś dobrej muzyki, dobrych kapel.

My, cała redakcja, choć nie chce nam się robić drugiej części podsumowania, udowadniamy, że jest inaczej. Zarówno tu, jak i tam.

Z ciężkim sercem robiłem selekcję, a i tak prawie tyle tych płyt, ile błędów w pracy Mateu Lahoza.

Ty, no to lecimy…

||ALA|MEDA||SPECTRA 01 [BRUTALITY GARDEN]

Trochę wody w Przemszy upłynęło od czasu, gdy słyszałem coś interesującego od Kuby Ziołka, gwiazdy naszego niezalu. Również analiza jego wypowiedzi, wykonana przez MC Nie Lubię Ambientu, nie nastrajała proziołkowo. A tu miła niespodzianka. Kolejna wariacja na temat nazwy „Alameda” i zwrot w stronę rytmów, które nieźle opisuje bandcampowy tag afro house.

(o)

ANTELOPERPINK DOLPHINS [INTERNATIONAL ANTHEM]

Fajnie było z żoną podyskutować na temat koncertu jaimie branch w katowickim NOSPR-ze, bo ja nie byłem nim zachwycony (bardziej podszedł mi występ kwartetu Anna Kaluza / Artur Majewski / Rafał Mazur / Vasco Trilla). Potem była już tylko wiadomość o śmierci Artystki (dużą literą, choć sama chciałaby, aby jej imię i nazwisko zapisywać małymi).

Swoją drogą, to niezła głupota, że tego, co się dzieje w imponującym budynku Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, nie można rejestrować.

(o)

BÖRNDROTTNIGAR DAUÐANS [IRON LUNG RECORDS]

To lubię. Post-punk, o którym można by powiedzieć wszystko, tylko nie to, że powstał w 2022 roku. Jednocześnie można powiedzieć o nim wszystko, tylko nie to, że jest jakimś pozerskim revivalem. Choć może i jest; w końcu, co ja wiem o scenie islandzkiej. Wątpię jednak, że jest.

Polski tytuł płyty to „Królowe śmierci”. Królowe są trzy plus jeden facio. Trochę wieje tu chłodem. Dawno temu, bo w 2014, Börn wydało poprzedni duży materiał. Do sprawdzenia.

(o)

COLUMBUS DUOSUPREMATIST [FONORADAR RECORDS]

„Mamy więc na Suprematist noise rock ożeniony z post-rockiem – zdecydowanie powyżej średniej”.

(o)

DUNUMSWHERE’S MY EIDI? [RADIO KHIYABAN]

Zespół Sijala Nasralli. Zespół z Durnham w Karolinie Północnej, lecz jego korzenie tkwią w Palestynie. Sama nazwa (łatwo sprawdzić, czym jest „dunam”), tytuł jednego z utworów (Love Letter to Ahmad Yassin), a zwłaszcza efektowny opis tego, co grają Dunums („Arty, noisey, post-rock, bedroom fake-jazz for a free Palestine”), rozwiewają wątpliwości, o co idzie walka. Myślałem, że to połączenie arabskiego folkloru z zachodnim rockiem odpije się szerszym echem. Projekt Nasralli stanowi dla mnie zagadkę i nie czuję się do końca pewnie, pisząc o nim. Nie jest to chyba jednak kolejna „egzotyka” do oswojenia przez Rojka na potrzeby Off Festivalu, by wzbudzić zachwyt starych capów „od muzyki” i młodzieży.

(o)

EARTHEN SEAGHOST POEMS [KRANKY]

Jacob Long, podobnie jak jego kolega z Black Eyes i Mi Ami – Daniel Martin McCormick, poszedł w elektronikę. Dla mnie jednak bardziej przyswajalną. Imponujące, jakie rejony muzyczne penetruje ta ekipa (Water Damage!). W przypadku Ghost Poems do tagów dodałbym też „dub”.

(o)

HINODE TAPESHINODE TAPES [INSTANT CLASSIC]

Wielki powrót Instant Classic. Pamiętam, że kiedyś byłem zdziwiony, iż to wydawnictwo nieźle rezonuje na zagranicznych portalach; i nie mam tu na myśli niszowych blogów. Ciekawe, jak będzie tym razem. Na razie wyborcza.pl uznała Hinode Tapes za piątą wśród najlepszych płyt br. Biorąc pod uwagę inne pozycje w zestawieniu, trudno powiedzieć, czy się cieszyć z takiego wyróżnienia.

Instant Classic wróciło z rewelacyjnym materiałem, zapowiedziało wznowienie Lines Wacława Zimpela. W tym przypadku akurat nic, tylko się cieszyć.

(o)

HTRKLIVE AT SYDNEY OPERA HOUSE [N&J BLUEBERRIES]

Australijskie ponuractwo, które śledzę od lat. W wersji live też nie chce się odczepić. Mam wyjątkową słabość do tego, co tworzą Jonnine Standish i Nigel Yang, a kiedyś również Sean Stewart, od śmierci którego minęło już 12 lat.

(o)

JON PORRASARROYO [THRILL JOCKEY]

Coraz rzadziej Thrill Jockey wydaje płyty, których chce mi się słuchać. Jednym z wyjątków jest ambient Jona Porrasa, który nie zginął w zalewie płyt określanych w ten sposób. Piękny, kojący minimalizm.

(o)

KRAUSETHE ART OF FATIGUE [VENERATE INDUSTRIES]

Znów w rocznym zestawieniu, bowiem greccy noiserockowcy trzymają poziom. I muzycznie, i graficznie. Klip też fajny:

(o)

LITURGYAS THE BLOOD OF GOD BURSTS THE VEINS OF TIME [THRILL JOCKEY]

O, znów Thrill Jockey. Znam chyba tylko jedną osobę, która lubi ten zespół. Czekam na dużą płytę, która ma wyjść w marcu 2023.

(o)

MARIA W HORN & SARA PARKMANFUNERAL FOLK [XKATEDRAL; SUPERTRADITIONAL RECORDS]

Panie grały ze sobą już jako nastolatki. Teraz – jak podpowiada tytuł płyty – postanowiły zmierzyć się z nieuniknionym. Wraz z nimi słuchacz.

(o)

MATTHEW SHIPP TRIOWORLD CONSTRUCT [ESP DISK]

„Kocham Coltrane’a, kocham Ornette’a, kocham Monka – ale pierdolić ich wszystkich, pierdolić tradycję i z całą pewnością pierdolić Chicka Coreę i Keitha Jarretta”. Przyjedź, chłopie, do NOSPR-u.

(o)

MELISA ZASŁUGUJĘ NA ISTNIENIE [KOTY RECORDS]

„Kilkanaście minut pełnych wpierdolu i emocji plus chwila wytchnienia (wytchnienia tylko od tego pierwszego)”.

(o)

OHYDAPAN BÓG SPEŁNI WSZYSTKIE PRAGNIENIA LEWAKÓW …I DOJDZIE DO KATASTROFY! [LA VIDA DE UN MUS; N.I.C.]

(o)

ONEIDASUCCESS [JOYFUL NOISE RECORDINGS]

Jakoś mnie ominęła muzyka nowojorczyków. Niby znam kapelę, a jakbym nie znał. Trzeba nadrobić, bo ta psychodelia z Success zaraża swoją witalnością.

(o)

PAN•AMERICANTHE PATIENCE FADER [KRANKY]

Mark Nelson chwilami na granicy muzyki umilającej oczekiwanie w centrum medycznym, ale nigdy jej nie przekraczający.

(o)

ROZWÓDGOLD [FONORADAR RECORDS]

„W życiu bym nie pomyślał, że słowo «rozwód» może się dobrze kojarzyć”.

(o)

SPIRITUALIZEDEVERYTHING WAS BEAUTIFUL [FAT POSSUM RECORDS; BELLA UNION]

Do tego, co zwykł grać ostatnio, Jason Pierce doczepił klimat swego opus magnum, czyli Ladies and Gentlemen We Are Floating in Space (tym razem na początku płyty słyszymy głos córki J Spacemana, nie jego dziewczyny). Słucham i słucham i jakoś to do mnie nie trafia. Może inaczej: trafia, ale wolałbym, żeby trafiało mocniej. Momenty niby są, ale wciąż i tak najbardziej podoba mi się otwierający całość Always Together With You, który osiem lat temu pojawił się w innej wersji na składance The Space Project. Będę próbował dalej.

(o)

THE POISON ARROWSWAR REGARDS [FILE 13 RECORDS]

Znów jakby lata 90. The Poison Arrows trochę podostrzyli i wyszedł im materiał lepszy niż poprzednie. Plus świetne wplecenie rapu We Are Collateral. Płyta miała się ukazać w 2020 r., ale premiera została opóźniona z powodu pandemii.

(o)

WARTHOGWARTHOG [TOXIC STATE RECORDS; STATIC SHOCK RECORDS]

To chyba trzeci materiał nowojorczyków, którego tytułem jest nazwa zespołu. Wciąż trudno tego nie lubić, bo wszystko, łącznie z grafiką, jest prima sort. Tylko z laci już nie wypierdala. Jeszcze się nie przejadło. Zobaczymy, co dalej.

Fajne chłopaki:

(o)

WHITE SUNSDEAD TIME [ORANGE MILK RECORDS]

Witamy – jak niemal co roku. Rzutem na taśmę weszło mi Dead Time. Stoję sobie, proszę ja ciebie, na przystanku Katowice Rondo, za mną fontanna przerobiona na choinkę, przede mną potrzebne jak rybie rower Rondo Sztuki, na słuchawkach White Suns i wtem! Wlazło, choć jeszcze przed chwilą myślałem, że będzie to pierwsza (albo druga) płyta w dyskografii nowojorczyków, która nie wlezie. Chyba trochę kocham ten zespół.

(o)

ZGUBAZNÓJ [LOŻA OFICYNA]

Znój może być odczytywany jako płyta niemal religijna. Efekt jest fantastyczny.

(o)

HITY Z SATELITY

A oto dwa ulubione przeboje 2022 r.:

Po tych wszystkich zgrzytach i trzaskach bas Flea i gitara Johna Frusciante (RHCP tylko z Fru!) koją uszy. Chciałbym, żeby zespół Kiedisa nagrał kiedyś 40-minutowy materiał. No, ale jaką mam gwarancję, że byłoby to akurat te 40 minut, które pasują mnie? Zdarza się chłopakom starszym panom lekko przynudzić na Unlimited Love (tak czy siak, może to jest faktycznie moja ulubiona płyta A.D. 2022?), ale dzięki takim piosenkom jak Aquatic Mouth Dance, It’s Only Natural, Watchu Thinkin’, Bastards of Light, The Heavy Wing, Tangelo czy mojej ulubionej White Braids & Pillow Chair i tak mają we mnie fana (który chyba jednak nie ogarnie wyjazdu na warszawski koncert RHCP. Choć kto wie?).

Jan Borysewicz mówił, że miał propozycję, by grać na wiośle w Red Hotach, ale odmówił. Szkoda w chuj.

(o)

Piosenka dla debili. Zabawna niczym najlepsze momenty Clerks i Trailer Park Boys.

Swagger Clerks GIF - Find & Share on GIPHY

Gdyby muzyka składała się wyłącznie z Funeral Folk i Zguby, człowiek nie miałby siły, żeby wstać i zamówić płyty.

Piosenka dla debili. Zabawna niczym najlepsze momenty Clerks i Trailer Park Boys. Gdyby muzyka składała się wyłącznie z Funeral Folk i Zguby, człowiek nie miałby siły, żeby wstać i zamówić płyty.

(o)

Dwa hity – jakoś źle to wygląda, więc dajmy trzeci. Gdyby istniała polska, niezależna lista przebojów, myślę, że ten utwór parę razy zająłby pierwsze miejsce. Zwłaszcza basista piętnaście miejsc pod rząd zajął.

(o)

Jestem tak stary, że wciąż używam last.fm. No to może jeszcze najczęściej słuchana przeze mnie piosenka w ubiegłym roku, błagająca wręcz o wideo:

Love is need
No love unscathed
Scarred and ill
And endless pain

„i’m too old to drink in pubs” – podsumowanie 2021 (cz. I)

Przez parę ostatnich pojawiały się płyty, dzięki którym znów czułem się (albo niemal tak się czułem), jakbym był nastolatkiem poznającym te wszystkie zajebiste zespoły. „Jericho Sirens” Hot Snakes, „High Anxiety” Oozing Wound, „Exit No. 2020” Titanic Sea Moon…

W tym roku znów ukazało się mnóstwo świetnych albumów, ale żaden nie wyjebał mnie z butów. Najbliżej tego były bodaj „Czasy” Doli, od których zacząłem zestawienie swoich ulubionych płyt kończącego się roku. Jak zwykle – bez udupiającego podziału na Polskę i zagranicę. Im dalej, tym kolejność coraz bardziej umowna.

Ciekawie jest po paru latach sprawdzić, czy materiały, w których się zasłuchiwałem, wciąż mi się podobają. Pamiętam, jak 11 lat wstecz przeżywałem „My Father Will Guide Me a Rope to the Sky” Swans. Nie włączyłem tej płyty od ładnych paru lat i szczerze wątpię, że dziś przebrnąłbym przez nią.

(Słucham teraz „The Space In Which The Uncontrollable Unknown Resides, Can Be The Place From Which Creation Arises” Work Money Death i myślę o tym, że kompletnie zaniedbałem jazz).

Wydaje mi się, że do każdej z poniższych płyt będę wracał. Czas pokaże.

(o)

dolaczasy (widno)

Furia i Odraza przynudziły, więc najlepszym polskim zespołem metalowym ogłaszam Dolę. Szkoda, że ten materiał nie wyszedł na winylu, bo niesamowity klimat, jaki wygenerowali Grono, Maras i Stempol, aż się prosi o ten nośnik.

recenzja

(o)(o)

mike majkowskifields (audio. visuals. atmosphere.)

Oren Ambarchi od jakiegoś czasu nagrywa rzeczy, które średnio mi podchodzą, ale minimal na najwyższym poziomie znalazłem na „Fields” Mike’a Majkowskiego, jednej trzeciej wybitnego tria Lotto. Pierwszy numer, „Oceans of Fog”, dorównuje najlepszym rzeczom nagranym przez tę formację.

Majkowski wydał w 2021 jeszcze bodaj dwie płyty: „Four Pieces” i „The Glider” (z Nickiem Garbettem), ale posłucham ich dopiero w nowym roku.

(o)(o)(o)

kowloon walled citypiecework (neurot recordings)

Emo-sludge. Uwielbiam tę kapelę; kapitalnie panowie dawkują emocje, jak gdyby chcieli, żeby słuchacz odczuwał niedosyt. I w sumie odczuwam. Soundtrack do trudnego dnia, miesiąca, życia. Bardzo bym chciał zobaczyć ich na żywo, ale tym razem nie jako support (np. Neurosis, od którego i tak wypadli sto razy lepiej).

Inna rzecz w podobnych klimatach godna polecenia:

(o)(o)(o)(o)

low lifefrom squats to lots: the agony & xtc of low life (goner / alter / lulu’s sonic disc club)

Moja ulubiona postpunkowa ekipa nie nagrała płyty równie dobrej jak „Downer Edn” (2019). Ale w końcu do „From Squats to Lots” się przekonałem, choć chwilę to trwało. Jest coś, co bardzo mi podchodzi u tych Australijczyków. Robią wrażenie gości, którym granie sprawia rzeczywiście frajdę, którzy lubią się najebać i rzucić karczemnym dowcipem. Wydają się naturalni niczym poranne postawienie klocka. Oby robili dalej swoje.

Inny post-punk godny polecenia:

(o)(o)(o)(o)(o)

tindersticksdistractions (lucky dog / city slang)

Tutaj to sam się zaskoczyłem. Moja ulubiona z płyt nagranych w 2021 przez nudne zespoły. Nie wiem, czy znalazłaby się na liście, gdyby nie wspaniały cover „A Man Needs a Maid” Neila Younga. Kupiłem nawet winyl żonie na urodziny i zabrzmiał tak genialnie, że równie dobrze mógłbym go kupić sobie.

Inna nudna płyta warta polecenia:

Muzyczny minimalizm i głos wokalisty przywodzą na myśl „Songs for Drella” – nagraną przez Lou Reeda i Johna Cale’a płytę poświęconą Andy’emu Warholowi.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)

direct threatdirect threat (iron lung records / quality control HQ)

Punx not dead. Może nie u nas, ale jednak not dead. 8 minut wpierdolu.

Inna płyta z Iron Lung, dzięki której chce się żyć:

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

usa/mexicodel rio (12xu / riot season)

Trzej panowie znani z Butthole Surfers, Marriage czy Shit and Shine doprowadzili do ekstremum to, co grają Brainbombs, No Balls czy Orchestra of Constant Distress. Ciekawe, na ile płyt starczy pary.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

white suns the lower way (decoherence records)

7-10 lat temu płyty White Suns były wysoko oceniane nawet na Pitchforku i Tiny Mix Tapes. Lata lecą, a ten noiserockowy (zdecydowanie bardziej „noise” niż „rockowy”) zespół robi swoje. Nie poszedł na kompromis, nie próbował się przypodobać, egzystuje na uboczu. Dla mnie to jedna z najlepszych kapel XXI wieku.

Oprócz „The Lower Way” wydali w tym roku składankę „Modern Preserves”, zawierającą niepublikowane kawałki demo, odrzuty z sesji i improwizacje live.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

ostrowskiendless fluctuations (pawlacz perski)

„Od kosmicznych odlotów po bity, które są jak uderzenie młotkiem w głowę”. To ważny dla mnie materiał, ścieżka dźwiękowa do tego złego roku. No i przy jego okazji popełniłem jedną z nielicznych recenzji, z których jestem zadowolony.

Inna rzecz z Pawlacza Perskiego szczególnie godna uwagi:

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

zzzuzzzu (głowa konia nagrania)

Paweł Nałyśnik potrafi w ciągu roku wydać więcej ciekawych płyt niż inni grajkowie przez całe życie. Czasem nawet za dużo, jak w przypadku Parampampam Trio, które współtworzy. Dwa albo trzy lata temu PPPT wydało tyle epek, że nie było szans na nadążanie z recenzjami.

Oprócz ZZZU Paweł wydał też materiał jako Sune Soundtracks, za którym stoi wyjątkowo ciekawy koncept.

Nałyśnik zajmuje się również grafiką, o czym możemy się przekonać, podziwiając okładki jego płyt oraz innych artystów.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

maszyny i motyle – sepr (wyd. własne)

NEU! spotyka Tortoise w Studiu Eksperymentalnym Polskiego radia.

Wyjątkowy pomysł na płytę i wyjątkowa jego realizacja. No i nie jest to eksperyment dla eksperymentu – świetnie się „SEPR” słucha.

***

Ciąg dalszy obawiam się, że nastąpi. Dorzucę jeszcze najlepsze kawałki 2021:

„dziękujemy rodzicom za to, że nie ulegli pokusie aborcji” – podsumowanie 2020, cz. I

Powoli żegnamy ten pojebany rok. Oto jego szalenie potrzebne podsumowanie.

***

Zacznijmy od najlepszej okładki. W zeszłym roku była to „High Anxiety” Oozing Wound (to również moja ulubiona płyta 2019; szkoda, że Thrill Jockey tak kiepsko wydał winyl), w tym zdecydowanie wyróżnia się obrazek ze „Still Laughing” GAG (swoją drogą, bardzo dobra rzecz). OFF Festival 2018, „Tylko kiedy się śmieję”.

***

Zanim wymienię swoje ulubione (niekoniecznie najlepsze) płyty 2020, słówko o rozczarowaniach. Na pewno nie wrócę do dziwadła, które wydali wspomniani Oozing Wound. Daniel Blumberg po fantastycznej „Minus” przynudził na „On&On”. June of 44 wydali nowe wersje starych kawałków (w tym dwa potrzebne jak relaxy na Wyspach Kanaryjskich remixy) – jakieś to mięciutkie, zwłaszcza wokal; przykra niespodzianka. Wacław Zimpel oczywiście super, ale wciąż czekam na coś, co podejdzie mi tak bardzo, jak „Lines” czy LAM. Coriky mnie nie rozczarowało, bo nie licząc Ataxii, nie podchodzą mi rzeczy, które nagrywają byli członkowie Fugazi. À propos Ataxii, John Frusciante znów nagrał średnio fascynującą, elektroniczną płytę. Nie dał też wiele radości Thurston Moore, ocierający się o autoplagiat na „By the Fire” – gdy leci „Hashish”, czekam, aż dryblas z Florydy zacznie śpiewać „Sunday comes alone again…”. OK, koniec.

Pewnym – bo niewiele się spodziewam – rozczarowaniem jest postępujący upadek dziennikarstwa muzycznego. Do jego głównego atrybutu, nudy, doszedł kolejny: polityczna poprawność. Oto dziennikarz „Polityki” kończy recenzję płyty Siksy puentą: „Jeśli wam się podoba, to właśnie o to chodziło. Jeśli wam się nie podoba – tym bardziej”. Tak więc, czytelniku miły, jeśli nie cieszy cię wyżej wzmiankowana pozycja fonograficzna, to nie dlatego, że jest pretensjonalnym, asłuchalnym gniotem – po prostu masz, chłopie (damy, jakżeby inaczej, a priori lubią Siksę), problem ze sobą, z kobietami, może chciałbyś wstąpić do Straży Narodowej. Wspaniała dialektyka. Niech już ten dziennikarz zostanie lepiej przy wygłaszaniu laudacji dla Dawida Podsiadły.

Nie ma już – poza wyjątkami – gdzie poczytać o muzyce. Tak jak nie ma gdzie poczytać o piłce nożnej.

À propos czytania, oto trzy najlepsze książki o muzyce, jakie zmęczyłem w tym roku:

Pisałem o drugiej i trzeciej.

Aha, była jeszcze „Please Kill Me”, ale ona wyszła u nas wcześniej, w 2018.

***

OK, oto ulubione płyty:

(o)

lottohours after [endless happiness; 2020]

Najlepsza płyta najlepszego obecnie zespołu.

recenzja

(o)(o)

titanic sea moonexit no. 2020 [fonoradar records; 2020]

Bałem się rozczarowania, jednak okazało się, że panowie nagrali fantastyczny materiał. Koncert TSM we Wrocławiu był ostatnim, jaki zobaczyłem w 2020, i jednocześnie najlepszym. Gdyby nie było kowidu i zaliczyłbym więcej występów artystycznych, pewnie i tak sztuki tria Dudziński – Sulik – Szymański nikt by nie przebił.

Tu miał się pojawić wtręt na temat niedoszłego wydawcy TSM, ale nie lubię kopać, więc omijam temat.

(o)(o)(o)

próchnoniż [gusstaff records; don’t sit on my vinyl; 2020]

Zespół, mam wrażenie, niedoceniany. Wierzę, że kiedyś to się zmieni.

recenzja

(o)(o)(o)(o)

świetliki – wake me up before you fuck me [karrot komando; 2020]

Pod tym niespodziewanym tytułem kryje się kontynuacja ponuractwa „Sromoty”, w tym trzy mocne, depresyjne szlagiery („Monochron”, „Welocyped”, „Śmiertelne piosenki”). Gdyby jeszcze ta płyta została lepiej nagrana… Wydanie z pretensjonalną pocztówką zamiast tekstów.

Ale za to piosenka roku:

I fragment wywiadu roku:

(o)(o)(o)(o)(o)

brainbombscold case [skrammel records; 2020]

Seryjny morderca jest zmęczony, wręcz cierpiący („In sunshine or rain / I don’t go out / I’m in pain”), ale wciąż wwierca się w czaszkę.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)

geldbeyond the floor [iron lung records, static shock records; 2020]

Choć zdarzają się wyjątki (pierwszy przykład, jaki przychodzi mi do głowy, to Torpur), polski punk muzycznie wciąż stanowi pojarocińską, dezerterową traumę, tekstowo zaś uskutecznia moralizatorstwo, które za serce może chwycić co najwyżej albo jednostkę co prawda dorosłą, lecz niezbyt żwawą intelektualnie, albo małego Jasia odmrażającego uszy na złość mamie.

Czy punk musi być drętwy? Czy Szymek musi się zgadzać z Krzychem, sprawdzając po drodze, co myśli Darek i inne GWpunki? Niekoniecznie, o czym świadczy pierwsza z brzegu płyta Iron Lung Records. Chociażby tegoroczny materiał australijskiego GELD. Wpierdol. Aha, to nie jest „album pierwszy z brzegu”, to doskonała płyta.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

moron’s moronslooking for danger [slovenly records; 2020]

Gdy pierwszy raz włączyłem mp3 z tym materiałem, pomyślałem, że tylko omyłkowo zapisałem go w folderze do ewentualnych recenzji z polską muzyką. Moron’s Morons są zupełnie pozbawieni tutejszych smętnych przyległości, ale nie są podróbą: są autentyczni i pojebani. Garażowy punk najwyższej próby.

recenzja

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

sprainas lost through collision [flenser records; 2020]

Wehikuł czasu z LA. Trudno uwierzyć, że ten materiał nie jest znaleziskiem z lat 90. Jeden z nielicznych zespołów czerpiących garściami z tamtej dekady, który nie odstaje od najwybitniejszych przedstawicieli amerykańskiego, alternatywnego grania tamtych czasów.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

the microphonesmicrophones in 2020 [p.w. elverum & sun, ltd., 7 e.p.; 2020]

Po kilkunastu latach Phil Elvrum nagrał znów coś pod szyldem The Microphones. Słyszałem, że nudzi i zamienił się w Kozelka. Po pierwsze – nie nudzi, po drugie – daleko mu do pretensjonalności byłego lidera Red House Painters.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

dynasonic#2 [instant classic; 2020] / bootleg [czarny kot rec., dym recordings; 2020]

Ci to co chwilę goszczą u mnie na blogu albo na fejsie, więc wrzucę tylko linki do recenzji obu tegorocznych wydawnictw „klasyków dubwave’u”: „#2” i „Bootleg”.

***

2020 to również czas wielu wznowień. Mnie bardzo ucieszył winyl mojego ulubionego francuskiego zespołu Doppler, „Si nihil aliud”, wydany przez Bigoût Records. Trzeba było czekać na to 16 lat.

cdn.

wracam do domu i włanczam muzykę [2/2019] (tk echo, the telescopes, buzzcocks, homeless cadaver, dynasonic)

Zapał do recenzowania nowych rzeczy zgasł. Na dodatek niechcący usunąłem post i teraz muszę go odtwarzać.

Nie było w tym roku na razie płyty, która by mnie wywaliła z kapci, ale to cisza przed burzą. W sumie nie taka znowu cisza, bo wyszły już naprawdę dobre rzeczy, a sprawdzając w tej chwili kolejne nowości, stwierdzam, że to pewnie znów będzie miażdżący rok.

Tradycyjnie płyty – oprócz polskich – do ściągnięcia. Pliki, tradycyjnie, nie są przechowywane na blogu.

[1/2019]

***

tk echotk echo [dischord records; 2019]

Zespół, w którym gra m.in. Chris Richards z bardzo lubianego przeze mnie Q and Not U. Co tworzy TK Echo? Upopiony post-hardcore albo upopiony math-rock? Złośliwy powie, że trzeci numer, „You Lost Your Watermark”, brzmi jak Foreigner. Wpływ na to ma klawisz, dość zaskakujący, że tak to ujmę.

Podczas pierwszego odsłuchu miałem bardzo negatywne odczucia. Teraz nabrałem chyba ochoty na więcej (ta self-titled to tylko trzy kawałki), choć nie do końca wierzę w to, że TK Echo dałoby radę utrzymać moją uwagę na dużej płycie. Oby zespół poszedł drogą wyznaczoną przez drugi numer, „Era”.

(o)(o)(o)

the telescopesexploding head syndrome [tapete records; 2019]

Pisałem ostatnio o innej legendzie shoogaze’u i jej nowej płycie – o Swervedriver i „Future Ruins”. Fajne, ale raczej do zapomnienia.

The Telescopes poruszają się w innej estetyce – to raczej narkoodlot Spacemen 3 niż alternatywny rock. Stąd łatwiej trafić w rejony nudnego impro, ale też trudniej ugrząźć w rockowej mieliźnie.

Przez tę angielską kapelę przewinęło się niemal tyle osób, ile przez łóżko Lou Reeda, ale na straży wciąż stoi Stephen Lawrie. No i wciąż pokazuje, że muzyka jest tą dziedziną życia, w której wiek nie stanowi żadnej wymówki. Bardzo przyjemny lot.

(o)(o)(o)

buzzcocksanother music in a different kitchen [domino records; 1978, 2019]

„Dalej kocham Clash, ciągle lubię Ramones” śpiewał słynny GWpunk, ale najbardziej i w ogóle to jednak Buzzcocks – dośpiewuję ja. Domino wypuściło zremasterowaną reedycję pierwszego LP zespołu z Manchesteru i jest to, kurde, arcydzieło.

„Fast Cars”, „Sixteen”, „Fiction Romance”… Mógłbym cały dzień pisać o tej płycie. Co ja gadam – o całej płycie. O samym „Sixteen” mógłbym się produkować cały dzień. Ale ględzić na temat tych kawałków nie ma sensu. Równie dobrze można by pisać o tym, że „Obywatel Kane” został dobrze nakręcony, a Rembrandt równo kładł farbę.

An’ I hate modern music
Disco boogie pop
They go on an’ on an’ on an’ on an’ on
How I wish they would stop

(o)(o)(o)

homeless cadaver – fat skeleton [iron lung records; 2019]

Staram się jak mogę, ale do tej pory nie udało mi się trafić na słaby materiał wydany przez Iron Lung. Dwa numery z – tym razem idealnie wykorzystanym – klawiszem. Buja jak inny punkowy singiel, który niedawno opisywałem – „HEADS” Hanka Wooda and The Hammerheads. Czekam na dużą płytę.

Niestety nie znalazłem żadnego info na temat Homeless Cadaver.

(o)(o)(o)

dynasonic – #1 [dym records / don’t sit on my vinyl; 2019]

Post-rock, dub i co tam jeszcze, wszystko spójne i transowe. „#1” kojarzy mi się trochę z „Elite Feline” Lotto, co jest najlepszym możliwym skojarzeniem, jeżeli chodzi o polską muzykę ostatnich lat.

Materiał wyszedł na winylu (Don’t Sit On My Vinyl; wyprzedany), kasecie i mp3 (Dym Records). Mam nadzieję, że będzie tego więcej. Zajebista rzecz, zwłaszcza strona B.

O Dynasonic dowiedziałem się z Trójki, której prawie nie słucham, no i dzięki temu kupiłem limitowany winyl. Warto było.

%d blogerów lubi to: