Trudno powiedzieć, żeby to był oryginalny zespół. Każdy w miarę oblatany w gitarowym graniu pewnie odniesie wrażenie, że poszczególne fragmenty z czymś mu się kojarzą (zwłaszcza początki utworów; to wrażenie jest naprawde dziwne).
Czy to – brak oryginalności – wada? Czasem tak, czasem nie. W przypadku GARS raczej tak. Można odnieść wrażenie, że zespół robi wiele, by być oryginalnym (od tytułów płyt i kawałków, po graficzną stronę wydawnictw – okładka jest bardzo ładna), ale muzycznie (pewnie nieświadomie) często modyfikuje jedynie cytaty z innych kapel.
GARS chyba bardzo chcą być serio (a, jak widać na zdjęciu, raczej nie wyglądają na ponuraków), zrobić coś zajebistego. W materiale prasowym czytamy: „(…) czuć w tych dźwiękach kolektyw (? – dop. 10fs) i ciemną mistyczną plemienność”. Sorry, ale dla mnie zbyt dużo w tym (w graniu i w pisaniu) patosu, i efekt jest taki, że np. pierwszy numer brzmi jak undergroundowa Coma. Ostatni, „gadany” kawałek (z tekstem Józefa Czechowicza) też nie pomaga.
Garsi zrobili krok do przodu w porównaniu do poprzedniego materiału, „Gruzów absolutu, rewizji symboli”. Są na „Agresji” słuchalne, choć mało oryginalne momenty, a całość – nagrana na setkę – brzmi surowo (niemal jak demo). Problem jednak polega na tym, że choć wierzę w szczerość kapeli, to ich twórczość wydaje się mi wydumana. No i czy surowość brzmienia nie koliduje z tą całą poważką serwowana przez GARS?
Nudząc się w robocie, przejrzałem w necie recenzje płyty „Gdy agresja rodzi spokój” (kilka stron, aż do momentu, gdy pojawił się link z tekstem „Rzucił się na policjanta i odgryzł mu palec”). Same pozytywne. Widać to ja jestem zrzędliwym ciulem, skoro wszystkim się ta płyta podoba.