die young stay pretty (podsumowanie 2022, cz. 3-ost.)

Kończymy podsumowanie roku 2022. Tym razem starocie: boxy, niewydane wcześniej płyty itp. Gros wydawanych staroci to zwykłe żerowanie na martwych artystach, czasem zresztą pirackie (sam niemal kupiłem jakiś koncert Lou Reeda wydany na winylu, uprzejmie opisany jako unofficial release).

Skupiłem się wyłącznie na legalnych, wyjątkowych pozycjach, które nie są wznowieniami jeden do jednego starych płyt.

Nie ma w zestawieniu (w sumie zależy, jak na to spojrzeć) 1970s The Fall. Bagatela, 12 płyt. Jest 7 stycznia, a ja jestem na dziewiątej piosence z trzeciego krążka. To akurat ósma:

Czego sobie życzyć na 2023? Żeby Putin zdechł, to na pewno. No i nowej płyty Shellaca.

(o)

AL CISNEROSSINAI 2012-2022 DUB BOX [SINAI; DRAG CITY]

Na Bandcampie nie posłuchasz ani jednej kawałka z boxu. Jest za to pół wrześniowego singla

Al Cisneros – jak mówią w co drugim amerykańskim filmie: „I’m a big fan”. Pamiętam, jak jechaliśmy na koncert Sleep i auto się zepsuło, więc nie dojechaliśmy. Ponoć koncert był „średni”. Akurat. Jeszcze bardziej niż Sleep lubię Om. Om akurat zobaczyłem, choć tylko na Off Festivalu.

Na Sinai 2012-2022 Dub Box mamy utwory z singli i epki plus trzy niepublikowane kawałki. Jak zauważył czujny użytkownik Discogsu, paru rzeczy brakuje. To, co jest, to duby pozbawione reaggowej miękkości, łatwiej tu – mimo reaggowych rytmów – dostrzec szorstkość industrialu (no, może trochę przesadzam). Tak to słyszę.

(o)

BIG’NDISCIPLINE THROUGH SOUND 25 [COMPUTER STUDENTS]

Piękny „kondon” z CMPTR STDNTS świeci się na mojej półce.

Płyta noiserockowców z Joliet, która wyszła w 1996 r. nakładem Skin Graft i Gasoline Boost, zremasterowana i poszerzona o kawałki ze splitu z OXES oraz o dema i outtake’i. Niemal zawsze mam mieszane uczucia co do tych wszystkich dem, dodatków etc., ale tu nie ma biedy. Warto znać ten płynący z trzewi, klasyczny noise rock.

Ciekawostka: piosenka Old Work Song (to zresztą jeden z najlepszych kawałków Big’n) kiedyś nosiła tytuł Old Negro Work Song. Nawet – jak by to ujął Marek Niedźwiecki – „ostrzaki” się cenzurują.

(o)

BLONDIEAGAINST THE ODDS 1974-1982 [UMC; NUMERO GROUP; CHRYSALIS]

The Offical Box Set w wersji super deluxe zawiera 12 winyli i dwie książki. Przeszedł mi przez głowę ten pomysł szalony, w trybie przyspieszonym, żeby kupić to imponujące wydawnictwo, lecz usłyszałem też głos: Hej, człowieku! Uspokój się, i nie kupiłem. Mam wszystkie płyty Blondie (te sprzed reaktywacji), więc wziąłem na luz. No i autobiografia Debbie Harry w pewnym stopniu mogła mieć wpływ na podjętą decyzję.

No, ale taki box, podejrzewam, musi być powodem do dumy. I dla zespołu, i dla fana.

(o)

DEZERTER1986, CO BĘDZIE JUTRO? [MYSTIC PRODUCTION; PASAŻER]

Pod tym niezgrabnym tytułem kryje się płyta z ośmioma piosenkami nagranymi nielegalnie w 1986 r. w studiu w Wawrzyszewie. Była to ostatnia sesja ze Skandalem, który później pojawił się już tylko gościnnie na Kolaboracji. Dwa utwory, Śmierdząca rzeczywistość i Zatańcz, poznaliśmy wcześniej dzięki składance Jak powstrzymałem III wojnę światową (1993).

Świetnie się tego słucha, sto razy lepiej od drętwej płyty Kłamstwo to nowa prawda (2021). Mam tylko wrażenie, że Skandal jest na tym materiale lekko przygaszony, trochę brakuje energii jego śpiewaniu. Tak czy siak, 1986 to być może najmilsza muzyczna niespodzianka ubiegłego roku.

Jeżeli chodzi o Darka Hajna, odsyłam do książki Zagrani na śmierć Tomka Lady, choć mam pewne obiekcje, gdyż ta wyszła nakładem wydawnictwa, którego największą gwiazdą jest ten zjeb Stasiuk.

(o)

LINCOLNREPAIR AND REWARD [TEMPORARY RESIDENDE LTD.]

(o)

LOU REEDMUSIC & WORDS, MAY 1965 [LIGHT IN THE ATTIC]

Znów niezgrabny tytuł. Choć widzimy tu takie tytuły, jak Waiting for the Man czy Heroin, daleko tym piosenkom do antyhipisowskiego rocka The Velvet Underground. Lou Reed jest tu de facto pieśniarzem folkowym. I nawet jeśli Music & Words to z artystycznego punktu widzenia (o Jezu) nic wielkiego, to jednak ma to swój urok, gdy Lewis Allan Reed na folkową nutę śpiewa o wspaniałości heroiny. Trudno uwierzyć, że chwilę po tych nagraniach demo wyszło coś takiego, jak The Velvet Underground & Nico.

Jedynym awangardowym na – jak się to kiedyś pisało – longu utworem jest Wrap Your Troubles in Dreams, zaśpiewany przez Johna Cale’a. Walijczyk – przedstawiciel awangardy, Reed – przedstawiciel tradycji. To duże uproszczenie, ale coś chyba w tym jest. To coś nie mogło trwać długo. Najważniejsze, że się pojawiło, i zaowocowało powstaniem The Velvet Underground.

(o)

MOVIETONE PEEL SESSIONS [TEXTILE RECORDS]

Wspaniałe nagrania z sesji u najważniejszego propagatora muzyki alternatywnej, Johna Peela. Sesje z lat 1994, 1996 i 1997. Złote czasy post-rocka, bodaj najbardziej kreatywnego stylu muzycznego lat 90. Czytając „Brum”, trafiłem na wzmiankę o Movietone, podejrzewam, że autorstwa Rafała Księżyka. Co ciekawe, coś, co kiedyś było wrzucane do szufladki z napisem POST-ROCK, dziś bywa niepewnie tagowane na różne inne sposoby. Być może bierze się to stąd, że gatunek muzyczny kojarzony kiedyś z Tortoise, którego prekursorem jest Talk Talk z ostatnich płyt, stał się kolejną skamieliną.

Talk Talk w muzyce Movietone nietrudno zresztą usłyszeć. Już pierwszy utwór z Peel Sessions, Mono Valley, uruchamia takowe skojarzenie (jak i z którąś z wersji Fausta). Piękna płyta.

(o)

NEIL YOUNG WITH CRAZY HORSETOAST [REPRISE RECORDS]

„Zagubiony” album Neila Younga (nagrany w latach 2000-2001), zawierający przynajmniej trzy utwory, które pojawiły się potem na Are You Passionate? Gdybym miał wymienić pięć ulubionych płyt Kanadyjczyka (sam Young mówi o sobie Canerican), Are You Passionate? znalazłaby się w takim zestawieniu, obok Ragged Glory, Broken Arrow, Zumy i Living with War. Are You Passionate? i Broken Arrow uznawane są jedne z mniej udanych dzieł Mistrza, co zawsze mnie dziwiło.

Are You Passionate? ukazała się w 2002 r. Pamiętam, że Filip Łobodziński (w „Newsweeku”?) podkreślał fakt, że 57-letni artysta zadaje takie pytanie. Wtedy mężczyzna w tym wieku uchodził za starego.

Oto Neil Young 20 lat później:

I jeszcze Neil Young i przyjaciele w hołdzie Lou Reedowi:

Say a word for Jimmy Brown
He ain’t got nothing at all
Not the shirt right off his back
He ain’t got nothing at all
And say a word for Ginger Brown
Walks with his head down to the ground
Took the shoes right off his feet
Threw the poor boy right out in the street
And this is what he said

Oh, sweet nothin’
She ain’t got nothin’ at all
Oh, sweet nothin’
She ain’t got nothin’ at all

Say a word for Pearly May
She can’t tell the night from the day
They threw her out in the street
But just like a cat, she landed on her feet
And say a word for Joana Love
She ain’t got nothing at all
‚Cause everyday she falls in love
And every night she falls
And when she does, she says

Oh, sweet nothin’
You know she he ain’t got nothing at all

Zbyt szybko to wszystko zleciało.

(o)

PS Zapomniałem o pewnym nie najgorszym, trzypłytowym wydawnictwie. Ale przynajmniej wiem (patrz: komentarz), że co najmniej trzy osoby rzuciły okiem na moje podsumowania.

LADDIO BOLOCKO’97-’99 [CASTLE FACE RECORDS]

„kto wierzy w szatana, musi być pojebany, nie?” – podsumowanie 2020, cz. II

Pierwsza dycha podsumowania 2020 roku bardzo ładnie się ułożyła, więc nie chciało mi się pisać drugiej części, ale zapomniałem wspomnieć o dwóch wydawnictwach, którym kibicuję, tak że wypada to nadrobić.

FONORADAR RECORDS

Dawno temu dwóch początkujących biznesmenów wydało dwie kasety świetnego niemieckiego zespołu Couch – „Etwas Benutzen” (słuchałem wczoraj – gra jak ta lala) i „Fantasy”. Wydajesz kasety, ale pod szyldem „Vinyl” – można i tak. Na ten nośnik zapotrzebowanie się skończyło i nic poza Couch już się nie ukazało w Vinylu.

W dziwnym, pandemicznym roku panowie wrócili jako Fonoradar Records i, mówiąc krótko, rozjebali – tym razem na winylach i CD. Titanic Sea Moon, wznowienie „Killwater” Thing, nowy June of 44, kapitalny Luggage, Columbus Duo i Guiding Lights… W 2021, który pewnie będzie jeszcze gorszy niż kończący się rok, też pojawią się ciekawe rzeczy.

Zapomniałem wspomnieć nie o dwóch wydawnictwach, lecz trzech, bowiem mamy jeszcze

PAWLACZ PERSKI i PATALAX

Eksperymentalna muzyka na… kasetach, dużo dub techno, którego jestem może nie fanem, ale na pewno sympatykiem.

Jest Pawlacz Perski, ale jest też Patalax, który powstał również chyba po to, by opowiadać krótkie, psychodeliczno-surrealistyczne bajki. A może sublabel Patalax zawładnął Pawlaczem? Ten wydał w tym roku tylko dwa materiały (Jachna/Ziołek/Buhl i Wojtek Traczyk), ten od bajek – cztery . W tym bodaj najciekawszy: „Mulet” Monte Omok. Ale może tylko dlatego najciekawszy, że dopiero czeka u mnie na odsłuch kaseta „Bezruch” Mechu.

Przejdźmy do drugiej dziesiątki mych ulubionych płyt:

(o)

facsvoid moments [trouble in mind records; 2020]

Post-punk i noise rock obok często rozbuchanego napierdalania mają też nurt minimalistyczny. Warto w tym miejscu wymienić australijskie My Disco (świetni byli na „Severe” [2015], na „Environment” [2019] od minimalizmu przeszli do pretensjonalności) oraz Luggage (kapitalna „Shift” [2019] i nie gorsza „Three” [2017], wydana u nas przez wspomniany Fonoradar). FACS grają w tej samej lidze i mniej więcej w tę samą grę, choć mam wrażenie, że na „Void Moments” nieco odeszli od swej surowości. Pytanie, czy słusznie. Tak czy siak, płyta świetna.

(o)(o)

the budos bandlong in the tooth [daptone records; 2020]

Pod tym fajnym tytułem kryje się najlepszy istniejący soundtrack do najlepszego nieistniejącego amerykańskiego sensacyjnego filmu z lat 70.

(o)(o)(o)

pay for painpain [dark medicine; 2020]

Można grać w 2020 tzw. indie rock i nie być miałkim. Ta płyta to – może to krzywdząca opinia – tak naprawdę dwa numery: otwierający całość „Fallen Angel” i zamykający – „Until I Walk Through the Flames”. Paradoksalnie, gdyby Pay for Pain wydali singiel, uznałbym, że to za mało, żeby ich wrzucić do tego zestawienia.

(o)(o)(o)(o)

incantationsect of vile divinities [relapse records; 2020]

Nigdy nie pokocham death metalu z powodu komicznego imidżu oraz debilnego przekazu, ale ta płyta to po prostu 12 doskonałych, ponurych numerów legendarnej kapeli, które fantastycznie wwiercają się w czaszkę.

(o)(o)(o)(o)(o)

oily boyscro memory grin [cool death records, static shock records; 2020]

Brudny jak dupsko szatana punk czy tam hardcore Australijczyków po części związanych z doskonałą postpunkową kapelą Low Life. Dlaczego można grać tak dobrze punka? Chyba nie dlatego, że się nie jest z Polski. A może?

(o)(o)(o)(o)(o)(o)

odrazarzeczom [godz ov war; 2020]

Chwilami płyta może irytować tym zaśpiewami à la górale, którzy wyszli z siłowni ze śpiewem na ustach, albo gitarami, jakby gościnnym występem raczył nas Grzegorz Skawiński. Ale tak czy siak, Odraza to obecnie bodaj najlepszy metal w tym kraju, z na dodatek niegłupimi tekstami (Furia przegrywa kretyńskimi lirykami Nihila). Inna sprawa, że jak popatrzysz na plecy koszulek Odrazy, widzisz, że jest to jednak, niestety, fucktycznie metal.

A jak bywa tak se na „Rzeczom”, to trzeba się wsłuchać wyłącznie w grę perkusisty – dobry typ. Nie wiem, czy lepsza ta płyta, czy surowa „Esperalem tkane”. Na pewno obejrzałbym krakowski zespół na żywo.

Bardzo ładna okładka. Plus ksywa Stawrogin (oczytani metale odczuwają dumę).

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

młody dzbanżycie na parkingu (edycja żałosna) [2020]

Najpierw miałem tu wrzucić Oranssi Pazuzu, ale jak ostatnio słuchałem tegorocznej płyty Finów – „Mestarin Kynsi”, to w sumie miałem lekkie kino. Ten śmieszny wokal plus to muzyczne zadęcie – co za pierdolety. Więc niech będzie zamiast nich Młody Dzban – za porównania i wsamplowanie bohaterów „Chłopaków z baraków”.

A w ogóle to przecież Smarki wrócił:

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

columbus duo and guiding lightscolumbus duo avec guding lights [fonoradar records; 2020]

Głównie z powodu dwóch znakomitych numerów Columbus Duo.

recenzja

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

jarsджрc III [pogo records; 2020]

Klasyczny, można powiedzieć, noise rock, ale to po prostu Jars, nie kolejna podróbka Unsane. Żeby tak u nas grano jak w Moskwie… I pomyśleć, że ludzie zachwycają się nową płytą METZ.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

neil young & crazy horsereturn to greendale [reprise records; 2020]

Koncert z 2003 r., prezentujący materiał z płyty „Greendale” wydanej w tym samym roku. Trochę od czapy wydawnictwo w tym zestawieniu, bo archiwalne, ale był to wspaniały występ, zwłaszcza „Be the Rain” chwyta za serce.

Young nagrywa w domu, wydaje archiwalne nagrania (w tym roku ukazało się 10-płytowe „Neil Young Archives Volume II: 1972–1976”, zawierające m.in. materiał z sesji z „Zumy”) – 75-letni Kanadyjczyk zawstydza młodych.

(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)(o)

tarlive i inne

2019 był rokiem koncertówek Sonic Youth. W końcu znudziły mi się te bootlegi, a czarę goryczy przelały kiepskie „Rarities 2”. W tym roku z miłą chęcią odsłuchiwałem za to nagrań live jednej z moich ulubionych kapel lat 90., Tar.

Ach – uwaga, piszę jak Krzysztof Varga – pójść na koncert, i stresować się, czy aby na pewno zagrają „Dark Mark” i „Viaduct Removal”.

Oprócz koncertów (sami twierdzą, że w najwyższej formie byli, gdy grali z The Jesus Lizard), ukazała się płyta z nagraniami z prób „Abogados!” oraz materiał zespołu Luckyj, w których grało bodaj dwóch typów z Tar.

Szanuję za to, że zamiast wydawać te rzeczy na winylach, po prostu wrzucają je za dolara lub za darmo na Bandcamp.

***

Nie rozumiem ludzi, którzy ględzą o tym, że kiedyś było lepiej, że teraz nie ma dobrych płyt itp. Kiedyś było lepiej, kondonie, bo ważyłeś o 20 kilo mniej, a twój kac trwał dwie godziny, nie dwa dni. I tyle. Przecież obecnie świetnych polskich płyt wychodzi tyle w ciągu roku, ile kiedyś przez dekadę. Za granicą też dają radę.

Śmieszą mnie podsumowania z 50 albo setką pozycji, ale sam mógłbym dołożyć do tych swoich dwudziestu płyt wiele innych. Oto parę dodatkowych:

Jest tego od groma.

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.

%d blogerów lubi to: