miłość [reż. filip dzierżawski, polska 2012]

10fuckingstars.wordpress.com

Jakoś niespecjalnie chce mi się pisać o świetnym filmie Filipa Dzierżawskiego, bo pochwalili go już chyba wszyscy. Zdziwiłem się nawet, że Andrzej Horubała zachwycał się „Miłością” w „Do Rzeczy”. No ale może nie powinienem się dziwić. Czasem i ultrakatol może napisać coś do rzeczy (he he) o czymś, co zapewne wydaje mu się nieco obce kulturowo (jak by głupio to nie zabrzmiało). Wystarczy poszukać jego tekstu o Dorocie Masłowskiej. Na pewno gość nie wkurwia tak, jak Krzysztof Varga, który robił sobie podśmiechujki z jego książki. Nie wiem, czemu zamiast o filmie, piszę o Horubale.

Ze dwa lata temu włączyłem TVP 1 albo 2. Tam, w jakimś debilnym programie kabaretowym, w stronę publiczności szedł w towarzystwie jakiegoś pacana wielki chłop z gitarą i z jakimiś czułkami przyczepionymi do łba, wydając głupie dźwięki. Za kosmitę robił Tymon Tymański.

Na „Miłość” nie chciało mi się jechać do kina, kupiłem DVD. Agora, TVP, Narodowe Centrum Kultury na rewersie. Podobnie było z książką Krzysztofa Grabowskiego „Dezerter – poroniona generacja?” (tylko bez TVP). „To jest, kurwa, bunt na usługach systemu”, jak śpiewała Guernica y Luno (o, dokument o GYL to byłoby coś).

Nie jestem pryncypialny, sam robię rzeczy, z których się śmiałem, ale trudno tez powiedzieć, żebym bezboleśnie przetrawiał takie sytuacje. Miłość, choć nie była zespołem awangardowym, stała w opozycji do zgrzybiałego polskiego jazzu. Świadczył o tym chociażby termin „yass”, wymyślony jako kontra wobec tych wszystkich pitolących gości, robiących z tej rewolucyjnej muzyki poważkę i skansen. I jakoś nigdy nie trafiał do mnie argument „no tak, to wychodzi za kradzione pieniądze, ale przecież lepiej, że idzie na punk, yass, instalację, poezję konkretną (niepotrzebne skreślić), niż na Krzysztofa Krawczyka albo kabareton”.

Mijają lata. Możdżer nagrywa jakieś profesjonalne bzdety dla kasy, Tymon (kurde, podziwiałem tego gościa jak jakiegoś Zidane’a albo Malle’a) ostatnią dobrą płytę zrobił dwie dekady temu, Miłość reaktywuje się, choć od dawna nie żyje Jacek Olter – wygląda to nie najlepiej.

1

Na koncert Miłości na Offie nie poszedłem (pewnie dlatego, że mieli zagrać po północy), i w sumie nie żałuję. A oglądając film Dzierżawskiego, najpierw moja sympatia dzieliła się po równo na wszystkich. Potem lubiłem już tylko Mikołaja Trzaskę i Macieja Sikałę.

Najlepszym momentem „Miłości” jest muzyka. W jednej ze scen najpierw klasyzycujący Sikała gra jakiś kosmos, a potem, jakby w opozycji do niego, awangardzista Trzaska leci jeszcze dalej (niechęć do Możdżera przerzuca na Sikałę?).

No i po lekturze fragmentów „ADHD”, wywiadu Rafała Księżyka z Tymańskim, stwierdzam, że chętniej przeczytałbym biografię Sikały. A film Dzierżawskiego to jeden z najlepszych dokumentów, jakie widziałem.

%d blogerów lubi to: