płyty 2021 (1). koza, dew, warstone, the klf, celestial swarm

Z nudów, siedząc w robocie, wrzucam po jednym, dwóch zdaniach na temat nowych płyt. Na razie nie słyszałem niczego, co wywaliłoby mnie z butów, ale całkiem przyzwoite rzeczy się zdarzyły, zwłaszcza DEW mi podeszło.

Początek roku to chyba nigdy nie jest ten czas, gdy kapitalne albumy wychodzą hurtowo, ale – jak znam życie – zaraz ludziska dopierdolą potężną dawką rewelacyjnych płyt.

(o)(o)

KOZACalcification of the Human Ghost [2021]

Na newalbumreleases.net ktoś wrzucił płytę zespołu KOZA (co to w ogóle za pokraczna nazwa dla metaluchów?) i dołączył do niej klip polskiego rapera xD.

Stoner/doom/sludge metal razy osiem. Brzmienie takie, że myślałem, iż ściągnąłem uszkodzone pliki mp3. Ale jednak nie: taki sound niechcący wyszedł albo miał wyjść. Mnie się podoba. W jednej z recenzji „Calcification of the Human Ghost” został on określony jako muddy. Ładnie i trafnie.

Dobra rzecz, do której w tym roku jeszcze wrócę.

(o)(o)

DEWRau. [2021; Pogorecords / Mörtel Sounds]

Oldskulowy, surowy, prosty (są tacy, co uznaliby, że prostacki) post-punk z ekspresyjnym wokalem oraz beatami zamiast perkusji, nagrany na żywo. Muzyka DEW ma w sobie również posmak noise rocka i industrialu i jest lepsza niż granie wielu nachalnie promowanych „nowych zespołów”.

Może i kandydat do zestawienia najlepszych płyt 2021. Ma „Rau.” w sobie coś pociągająco desperackiego, bez popadania w egzaltację.

(o)(o)

WarstoneWhose Roots Know Whence They Sprang [2021; Damien Records + MA Glory]

Battle grind, czyli grind plus odgłosy bitewne. Plus jeden akustyczny numer. Brzmi to niepoważnie, ale jednak Warstone wyróżnia się z tej całej grindowej sieczki.

Nie sądzę, żebym długo pamiętał o „Whose Roots”, ale kasetę chętnie bym przytulił.

(o)(o)

The KLF ‎– Solid State Logik 1 [2021; KLF Communications]

Muszę przyznać, że historia z martwą owcą, którą członkowie tego duetu wielu aliasów chcieli rzucić w tłum, średnio mi się podoba, choć doceniam symbolikę. Tak czy siak, jest to jedno z najoryginalniejszych zjawisk w historii popkultury, które chyba bez wielkiej przesady można postawić obok The Residents. Warto poczytać, czym był i jest duet tworzony przez Billa Drummonda oraz Jimmy’ego Cauty’ego.

THE KLF tworzyło utwory czasem niemal obrzydliwie taneczne, czasem awangardowe, czasem jest to miszmasz. Ta składanka z singlami (w zestawie wspaniałe klasyki „What Time Is Love?” i „3AM Eternal”) jest na to dobrym przykładem, bowiem nim całość kończy się wspólnym numerem z Extreme Noise Terror, możemy usłyszeć „Justified & Ancient” z wokalistką country Tammy Wynette na pokładzie.

The KLF zakończyli działalność, żeby pokazać środkowy palec przemysłowi muzycznemu. Dziś ich składanki można posłuchać m.in. na dymającym muzyków Spotify. I mam wrażenie, że ten krótki materiał – choć bardzo fajny – to nie jest idealny wstęp do poznania twórczości Brytyjczyków. Lepiej zacząć od „normalnych” płyt.

(o)(o)

Celestial SwarmGateways to the Necroverse [2021]

Udeathowiony black czy ublackowiony death – wszystko jedno. Ważne, że stereo jest – chyba sam szatan maczał w tym paluchy. Co ciekawe, wygląda na to, że płyta została nagrana w trzech różnych krajach (Australia, Francja, USA), więc cała czwórka sierściuchów, którzy za nią stoją, nie spotkała się w studiu. Na dodatek nie ma tu żywej perkusji. W związku z tym, że w Nowym Lepszym Świecie nie uświadczysz koncertów, nie padnie często powtarzane pytanie: „ciekawe, jak by to zabrzmiało na żywo?”.

Ciężki, brutalny materiał, trzymający poziom od początku do końca, wliczając niemal ośmiominutowy „The Harvesters”.

%d blogerów lubi to: