Dawno temu ja i kolega przeprowadzaliśmy w katowickim Mega Clubie wywiad z zespołem Dezerter. Rozmowa miała ukazać się w naszym zinie, ten jednak nigdy nie ujrzał światła dziennego (kolega się na mnie obraził). Jedno z pytań, jakie zadałem, dotyczyło niezbyt przychylnej recenzji płyty zespołu (wydali wtedy chyba „Ile procent duszy?”, często uznawaną za najlepszą rzecz, jaką nagrał Dezerter), autorstwa Grzegorza Brzozowicza. Perkusista i autor tekstów, Krzysztof Grabowski, skomentował: „Znamy go dobrze, skurwysyna”. Po tej smacznej anegdocie idziemy dalej.
***
„Brzoza” uchodzi u nas za symbol dziennikarskiej żenady: wszystko przez to, że wyśmiał go Kazik w „12 groszach” (słynne „Rogowiecki i Brzozowicz to się na muzyce znają!”), choć było to raczej kumplowskie wbicie szpili. Choć były dziennikarz „Non Stopu” może robić wrażenie fiuta, to ja go lubię. W końcu nie kto inny niż ten dryblas w latach 1990-1991 pisał o The Fall, Sub Popie czy The Stone Roses. Generalnie rzecz biorąc, propagował muzykę lepszą niż większość kolegów po fachu.
Autor „Resortowego dziecka rock’n’rolla” (świetny tytuł skąd się wziął, dowiadujemy się już bodaj we wstępie) robi – podobnie jak Maciej Chmiel, kolega, z którym tworzył m.in. kapitalną audycję „Dzika rzecz” – wrażenie typa, który wszędzie się wciśnie. A to zrobi wywiad z Pamelą Anderson, a to zostanie szefem jakiegoś radia, a to zorganizuje festiwal, a to poględzi w TVP Kultura, a to wyda książkę o tym chuju Cejrowskim… Można odnieść wrażenie, że zorganizowałby trasę i Mansonowi, i Dalajlamie. Choć sam twierdzi, że zawsze był raczej marzycielem, nie cynicznym graczem. Niech mu będzie.
***
Kupiłem te troszkę efekciarskie i dość chaotyczne wspomnienia, mając nadzieję, że będzie w nich coś ciekawego o moim ulubionym piśmie muzycznym, „Rock’N’Rollu”. Najwyraźniej Brzozowicz nie uważa pracy w tym magayznie za istotny epizod w swoim życiu, gdyż pojawia się ono w „Resortowym dziecku” może dwa razy. Szkoda.
Warto w sumie sięgnąć po tę książkę. Choć z Brzozowicza żaden Wacławiak czy nawet Łobodziński, to jednak facet dobrze pisze, a to w dzisiejszym dziennikarstwie muzycznym rzecz niemal niespotykana. Obecnie były wicenaczelny „Machiny” dzieli się swoimi przemyśleniami w czymś, co nazywa się „Tygodnik TVP”. Wbrew pozorom rzecz wygląda nawet ciekawie, lecz kompletnie nie chce mi się jej czytać.
Gdy kolejny raz – choćby na „Skanach ze starej Machiny” – ktoś sucharzy, cytując kazikowy tekst o Brzozowiczu, ja myślę o dziś już ponadsześćdziesięcioletnim dziennikarzu z sympatią. To on pisał i mówił u nas o Sugar, The Fall czy Sub Popie. Jego niewiele starsi koledzy smucili o The Eagles, Yes i Marillion.
„Resortowe dziecko rock’n’rolla” warto kupić choćby dla listu, w którym Zbigniew Hołdys skarży się na Brzozowicza… Adamowi Michnikowi. No i popatrzcie: taka gwiazda jak Pamela Anderson okazuje się fajną babką, a peerelowski rockman nadętym bucem.