automaty – nowa synagoga [nasiono records; 2023]

bandcamp

facebook

nasiono

fot. Grzegorz Nowaliński

„Piękno tkwi w prostocie”. To mądre zdanie zostało sprowadzone do sloganu, którym można zareklamować np. samochód. Tak czy siak, pasuje do grafik, których autorem jest Piotr Czerski. Jedną z nich widzimy właśnie na okładce nowej synagogi, inne mogliśmy zobaczyć chociażby na orce (ta podoba mi się najbardziej) i zgrzytach morza.

Zerknąłem w zestaw moich ulubionych płyt 2022 r. i zauważyłem, że większość z nich zawiera muzykę instrumentalną. Kiedyś nie do pomyślenia. Teraz niemal się wzdrygnąłem, usłyszawszy, że na nowej synagodze ktoś zaczął gadać.

Jednak dobrze wychodzi to gadanie w Nieweselu (które usłyszałem jako pierwsze, bo zapowiadało płytę) – trochę jakby Grzegorz Kaźmierczak z Variété przestał udawać, że umie śpiewać.

Poza tym to dobry tekst, choć z ogranym motywem. Przy okazji – mam wrażenie, że słowa „hajs” używają już tylko ludzie zaawansowani wiekowo. Ale to jeszcze nic: pewien czterdziestoparoletni męczący felietonista wciąż używa słowa „szmal”, które już chyba zawsze będzie mi się kojarzyć z Markiem Piekarczykiem („Tyle kłamstwa wokół nas / Żeby zdobyć cholerny szmal”).

Będąc przy Nieweselu (zresztą co chwilę – jakby to była recenzja nie całej płyty, lecz jednego kawałka, ale jak im wyszedł to numer, to daj Panie Boże zdrowie; jest kapitalny) – trochę trudno zresztą było mi wejść w ten album z uwagi na to, że ten kawałek okazał się zaskakująco łatwo wpadać w ucho, być hitem na tle pozostałych. Ale reszta też w końcu wpadła.

***

W Automatach możemy trafić na te same osoby, które grają w rewelacyjnym morzu: wspomnianego Czerskiego, Jarosława Lipszyca i Karola Schwarza. Muzykę z nowej synagogi można nazwać – podobnie jak tę, którą słyszymy na orce i zgrzytach – psychodeliczną. Tu mamy jednak psychodelię (nagraną na żyw) w innej, łagodniejszej wersji. Jeżeli orka chwilami zahacza o noise, to nowa synagoga czasem ociera się o ambient. Taka właśnie jest różnica, upraszczając, między morzem a Automatami. Pewnie też brak perkusisty, Jacka Jewuły, ma zasadniczy wpływ na ciężar muzyki. Tu, zamiast żywych bębnów, mamy bity Schwarza.

Czasem ma się wrażenie, że na nowej synagodze musi w końcu nastąpić pierdolnięcie, musi zacząć rzęzić i zrobić się głośniej. Ale tak się nie dzieje i – co ciekawe – to niespełnienie oczekiwań jest całkiem przyjemne.

***

Co jeszcze? Niewesele (o, znowu) słyszę jako utwór rozpoczynający jakiś bardzo dobry, polski film lub serial (będący dziełem np. Jana Holoubka, który ma na koncie Rojsta).

***

Gdy leci ta płyta, mam ochotę się spakować i pojechać pochodzić po jakimś pięknym mieście, poszwendać się między starymi murami (a przy Gdzie jest Jeden? wypocząć na jakimś zadupiu). To wyznanie pojawia się tu zamiast banalnego „to świetny album”.

***

Styczeń to chyba nie jest dobry czas na wydanie płyty. Ciekawa byłaby statystyka dająca odpowiedź na pytanie, ile z nich jest pomijanych w rocznych podsumowaniach tylko dlatego, że ukazały się za wcześnie. No, ale muzyka to nie wyścigi. Mnie się wydaje, że pod koniec roku o nowej synagodze będę pamiętał.

***

Na koniec minus. Gdzie jest Jeden? przypomina o największej bolączce polskiego rocka: głos męski potrafi trochę przeszkadzać w odbiorze muzyki. A kto wie, czy właśnie czwarty utwór na pierwszej płycie Automatów muzycznie nie jest najlepszy z wszystkich.

%d blogerów lubi to: