Nie jest to wybitnie ciekawy numer, ale – jak zawsze w NS – można znaleźć interesujące tematy. Co mamy tym razem?
Grzegorz Brzozowicz przepytuje Tomka Lipińskiego, próbującego sobie po rozpadzie Brygady Kryzys znaleźć miejsce w świecie rocka czy też, szerzej, szołbiznesu. Chyba nigdy do końca to mu się nie udało.


À propos podjęcia przez Brzozę kwestii wykańczania ludzi przez Lipę – wrzucę kiedyś wywiad z Gogo Szulcem, który opowiadał o tym, że Robert Brylewski był jak taki spokojny, cierpliwy wujek, a Lipiński szybko się wkurwiał i ogólnie nie był łatwym typem.
Ciekawy jest również wywiad z Martyną Jakubowicz, przeprowadzony przez może najlepszego polskiego dziennikarza muzycznego, Jana Skaradzińskiego, który zawsze miał wiele (może nawet zbyt wiele) życzliwości dla polskiego rocka.




Reklama filmu, o kręceniu którego opowiadał Maleńczuk w Ćpałem, chlałem i przetrwałem, m.in. nieładnie wypowiadając się o odtwórcy głównej roli, Wojciechu Wysockim. Pan Wojtek mógłby mu powiedzieć: „Te, Nosferatu, ja grałem u Hasa, a ty tylko w tej chujowej Małżowinie”. Film mam na dysku, teraz tylko muszę się zebrać na odwagę.

A to chyba niespodzianka: wzmianka o Yo La Tengo. 35 lat później zespół ma się świetnie, o czym świadczy płyta This Stupid World.
Można też sprawdzić, co wtedy się sprzedawało (w prawym dolnym rogu):

Jest przystojny Frantz na okładce, jest w środku przystojny górnik. Zabawnie się czytało listy czytelników domagających się, by przedstawiciele tej niełatwej profesji opuścili łamy NS.

A tył numeru zdobi największa miłość red Wacławiaka, Eddie Van Halen:

Nie ma Go już z nami prawie trzy lata. Na swej ostatniej płycie godnie pożegnali Edwarda Red Hoci. To solo Fru… Piękna sprawa.