„Modelka a muzyka.” To chyba nie jest temat, na który można napisać 5-tomową rozprawę. Jako pierwsza do głowy przychodzi mi Nico, która miała poważny wkład w nagranie najważniejszej płyty w historii rocka – The Velvet Underground & Nico. Później wydawała solowe płyty, często ocierając się o awangardę. Pomyślałem też o Emmanuelle Seignier, bardziej znanej obecnie jako aktorka (nie napiszę, że jako żona Polańskiego, bo to wbrew pozorom nie jest seksistowski blog). No ale jej płyta nagrana wspólnie z Ultra Orange raziła sztucznością i była nieciekawa muzycznie (przepraszam w tym miejscu najmocniej Darka D.).
Miałem wrzucić na bloga single Johna Frusciante, ale je zgubiłem. Niech będzie więc jego była dziewczyna Milla Jovovich (miał facet, prawdopodobnie, szczęście). Czasem trafiam gdzieś na zachwyty odnośnie współczesnych topmodelek, ale za cholerę nie byłbym w stanie odróżnić jednej od drugiej. Kiedyś, mam wrażenie, każda coś w sobie miała; teraz zlewają się w jedno.
Muzyka zawarta na The Divine Comedy (SBK) to nie jest, oczywiście, rzecz na miarę The Velvet Underground & Nico, ale słychać, że piosenki nagrane przez panią z wybiegu nie muszą być wiochą. To pop, ale kojarzący się raczej z Kate Bush, niż z Madonną. Poza Divine wyszło też coś, co nazywa się The People Tree Sessions, ale Jovovich nie autoryzuje tego materiału.
Obecnie Milla J. chyba niczego nie nagrywa. Za to pojawia się w coraz gorszych filmach. Jest żoną beznadziejnego reżysera, Paula Andersona (ma facet, prawdopodobnie, szczęście).