>"ja to w ogóle nie słucham polskich zespołów", cz. 3

>

Trzecia odsłona cyklu, w którym przedstawiamy płyty z zagranicy, które udało nam się przesłuchać więcej niż dwa razy, przy pomocy krótkich (i nudnych) notek. Autorzy: audrey (a) i klancyk? (k). Nie zmieścili się PJ Harvey, Lumerians, Broadcast Sea, Peaking Lights i inni – będą za miesiąc. Za jakiś czas pojawi się również pierwsza odsłona znanego z ubiegłego roku cyklu „Krótko o polskich płytach”. Na pierwszy ogień pójdą THCulture i Plum. Może coś jeszcze.

***

[4-/6]

Kiedy po raz pierwszy włączyłem tę płytę, pomyślałem, że będzie to coś tragicznego. Potem przeczytałem pozytywną opinię na zaprzyjaźnionym blogu i… stwierdziłem, że fajnie będzie popolemizować z jej autorem. Okazało się jednak, że „Music’s Not For Everyone” spodobała mi się za drugim podejściem, za trzecim też, i nie będzie polemiki, żadnej wojny polsko-polskiej.

Wybitnie przyjemna płyta bazująca na starym rokendrolu, coś jakby 100 razy mniej intensywny Make Up; gdyby jednak Ian Svenonious nie dokooptował żeńskiego wokalu, mogłoby wiać nudą. No dobra, płyta robi się tak czy siak trochę nudnawa, niezależnie od kobiecego głosu; mogłaby mieć ze 3-4 kawałki mniej, ale warto jej posłuchać.
Zapraszamy do ściągania nowego wydawnictwa Chain and the Gang. Svenonious, jak na komuszka przystało, zapewne nie ma nic przeciwko „kolektywizacji” jego produktów. (k)

dl

[4/6]

Lajtowa psychodelia. Płyta, którą można wysłuchać 10 razy i 10 razy pomyśleć, że fajnie się jej słuchało oraz równie dobrze dojść do wniosku, że gdyby nie włączyło się jej ani razu, nie byłaby to wielka strata. Przyszło mi nawet do głowy, że zespoły podpisujące kontrakt z Thrill Jockey tracą na energii. Ale potem przypomniałam sobie, że White Hills najlepszy album nagrali dopiero po przejściu do tej wytwórni. Polecam zapoznanie się ze starszymi płytami Eternal Tapestry. Z tą, mimo wszystko, też. UPDATE: I nagle, po kolejnym przesłuchaniu, zmieniłam zdanie. Często, gdy czytam recenzję jakiejś płyty, myślę sobie: „Gdyby ten gość wysłuchał jej jeszcze raz, być może zmieniłby swą opinię.” Ja zmieniam po dziesiątym przesłuchaniu: to bardzo dobry album. Nagle dotarły do moich uszu rzeczy, których nie słyszałam wcześniej. Polecam. (a) (Może po prostu włączyłaś ich inną płytę? Albo pomylili ci się z nowymi Lumerians? – k).

Gang of Four – Content (Yep Roc Records)

[4-/6]

Całkiem fajny album weteranów z Leeds. Nie ma na tej płycie kawałka na miarę „Damaged Goods”, no ale może usłyszymy go podczas tegorocznego OFF Festivalu. Najlepszym momentem na „Content” jest kawałek „A Fruitfly In The Beehive”.

Gang of Four nie nagrał płyty, która mogłaby kimkolwiek wstrząsnąć, a i tak odstawia o lata świetlne większość indie kapel, których członkowie więcej czasu spędzają u fryzjera niż na próbach. (a)

Mi Ami – Dolphins (Thrill Jockey)
[4/6]

„Watersports” Mi Ami to jedna z najwybitniejszych płyt XX wieku. Amerykańskie trio radykalnie odświeżyło formułę post-punka i skompromitowało utyskiwania, że „kiedyś grało się lepiej”. Drugi album, „Steal Your Face”, nie dorównywał debiutowi, ale i tak zostawiał w tyle większość gitarowej konkurencji. Teraz, po odejściu basisty, Mi Ami nagrało „Dolphins”, które brzmi trochę jak muzyka z alternatywnej dyskoteki, jakieś psychodeliczne disco. Bardzo fajna płyta, która – jeśli się zna poprzednie wydawnictwa zespołu – rozczarowuje i sprawia, że ma się ochotę zacząć błagać, żeby wrócili na dawną ścieżkę. Ot, takie dziwne uczucie – rozczarowanie czymś ponadprzeciętnym. Coś, jakby Cormac McCarthy napisał udaną, lekką historię o miłości pracownicy banku i projektanta graficznego. Przeczytasz, ale zdziwisz się, że ten sam gość wydał „Drogę”. No dobra, chujowe porównanie, ale akurat takie przyszło mi do głowy i w pewnym stopniu oddaje istotę rzeczy.

Ciekawe, co o tej płycie sądzą czirliderki Miami Dolphins? (k)(Myślę, że one nie schodzą poniżej Steve’a Reicha – dop. a)

[4-/6]

Ostatnią płytą Sonic Youth, która wzbudziła we mnie emocje, była „Murray Street”. Zespół Thurstona Moore’a, jak zwykło się mówić, nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Ta muzyka (napisana do horroru Fabrice’a Goberta) to jednak poziom co najwyżej drugiego CD z „Goo” lub „Dirty” wydanych jako „deluxe edition”. (a)

The Psychic Paramount – II (No Quarter Records)
[5/6]
Czy The Psychic Paramount to najlepsza kapela na świecie (nie licząc, oczywiście, Nerwowych Wakacji)? Nie wiem, nie słyszałem wszystkich zespołów świata, ale wcale bym się nie zdziwił. W porównaniu z genialnym koncertem z OFF Festivalu 2010 więcej do powiedzenia na tej płycie zdaje się mieć gitarzysta, Drew St. Ivany. W swojej grze mistrzowsko łączy noise rock z ciężką psychodelią, czasem jazzem i paroma innymi rzeczami. Sekcja – Ben Armstrong (bas) i Jeff Conaway (bębny) – doskonała. Nigdy za bardzo nie rozumiałem, jakimi cudem świetni perkusiści robią to, co robią.

Problem w tym, że czegoś mi na tej płycie brakuje. Nie wierzę w to, że zespół grający doskonale na żywo, nie jest w stanie oddać swego kunsztu na płycie. Shellac live wyjebał mnie z butów, a „At Action Park” i „100 Hurts” pozostają dla mnie skończonymi arcydziełami. Więc co stanowi problem? To, że intensywność niektórych fragmentów koliduje z momentami tylko dobrymi?

Czytam właśnie biografię Saula Bellowa. On nie miał problemów z trafianiem w sedno. Inna sprawa, że nie zrozumiałby „II”. (k)

Kiedy Bellow, prowadząc nowego DeSoto, którego Warren kupił za honoraria autorskie, zadrapał błotnik, Warren zbeształ go łagodnie. „To była straszna zbrodnia, niemal jak grzech pierworodny – wspominał Bellow. – Nie postępuje się tak z nowiutkim samochodem, nie robi się długiego zadrapania na lśniącym błotniku, Zdarzenie to ugodziło nas w sam środek naszego Amerykańskiego Jestestwa”.

[3+/6]

Akustyczny hołd („12 String Meditations”) złożony Jackowi Rose’owi, zmarłemu w 2009 roku muzykowi, znanemu m.in. z noise’owo-drone’owego Pelt i solowych płyt, z których – wstyd się przyznać – znam zaledwie jedną. Płyta Moore’a jest udana, lecz odrobinę nużąca. O wiele ciekawszy jest znany mi album Rose’a, „Luck In the Valley”, na którym kapitalnie, po swojemu, zagrał blues i country. (a)

[4-/6]

Druga, po Gang of Four, post-punkowa legenda, która wydała dobrą płytę, może odrobinę słabszą niż nowy LP twórców „Entertainment!”. Tak jak w przypadku „Content”, zachwytu nie ma, ale Wire doceniam tym bardziej, im więcej myślę o jakimś milionie beznadziejnych kapelek indiepostpunkgaragerevivalowych. Zawsze będę woleć Colina Newmana (nawet, gdy będzie miał 100 lat), niż – dajmy na to – Alexa Turnera. (a)
Ze strony Wire można było też ściągnąć za friko EP-ke „Strays”. Chyba już nie można, ale nic straconego: dl.

***

Najlepsze płyty 2011: 
1. The Psychic Paramount – II
2. Earth – Angels of Darkness, Demons of Light: I
3. Broadcast Sea – Lost Generation
4. THCulture – Tea Age Culture
5. Deerhoof – Deerhoof vs. Evil
6. Disappears – Guider
7. Peaking Lights – 936
8. Joan of Arc – Life Like
9. Monotonix – Not Yet
10. Eternal Tapestry – Beyond The 4th Door

>Chain and The Gang – Down With Liberty… Up With Chains! [2009]

>

TRACKLISTA:

1. Chain Gang Theme (I See…)
2. Cemetery Map
3. Trash Talk
4. Reparations
5. What is a Dollar
6. Interview with the Chain Gang
7. Deathbed Confession
8. Room 19
9. (Lookin’ for a) Cave Girl
10. Unpronounceable Name

DOWNLOAD (sharebee) / DOWNLOAD (massmirror)

BUY

gayspace

Nowa kapela Iana Svenoniusa, o którym pisałem niżej częstując płytą Make-Up. Trudno mi coś wyrokować po dwóch przesłuchaniach Down With Liberty…, ale raczej nie będzie to płyta roku.

Z czym tym razem walczy Svenonius?

„They are concerned that the spread of liberty has been detrimental to the world.

Everywhere liberty goes, it leaves a path of destruction. Fast food, bad architecture, militarism, rampant greed, environmental destruction, imperial conquest, class struggle; these phenomena, when combined, seem to be synonymous with „Liberty.”

So just as they call it „liberty” or „freedom” when war and greed stalk the land, Svenonius calls his band: CHAIN And The GANG …

For Svenonius , this is another step in a life spent trying to do as little as possible.

He’s been seen on stage as a lecturer promoting his book „The Psychic Soviet”, as a singer in the groups Make-Up, Scene Creamers, Weird War, and Nation of Ulysses, and also as interviewer of interesting people on the internet chat show Soft Focus.”

Jak wiadomo, tam, gdzie nie ma wolności, architektura jest good. Np. w Związku Radzieckim.

%d blogerów lubi to: