>There is nothing after the ending – podsumowanie 2009 (część II)

>

Ja pierdolę, twoja pani znowu puściła  No Line on the Horizon
10. Noveller – Red Rainbows (No Fun)
9. Wooden Shjips – Dos  (Holy Mountain)
Lajtowa psychodelia kapeli z Kalifornii. Najpierw średnio podobała mi się ta płyta. Co ciekawe, przekonałem się do niej po genialnym koncercie Wooden Shjips na ubiegłorocznym Offie, gdzie zabrzmieli zupełnie inaczej niż na Dos.
8. Emiter – Microsillon (Gusstaff)
Marcin Dymiter zaczynał wędrować w rejony, w których muzyka powstaje nie po to, by dawać przyjemność, lecz po to, by pozbawieni poczucia humoru brzydale mogli sobie na jej temat poteoretyzować. Microsillon to, wiadomo, „experimental”, ale dla ucha. Nie pomylisz tej płyty z remontem u sąsiada. Kiedyś mówiły do nas drzewa to bardzo ładny tytuł. Pasowałby do kawałka Ewy Braun (aluzja).
7. Faust – C’est… Com… Com… Compliqué (Bureau B)
Kraut’s not dead. Płyty nie ma w podsumowaniach minionego roku, bo to jakaś niemodna kapela niemieckich pierdzieli, i nikt nie będzie się nad tym spuszczał, jak nad Animal Collective czy Dirty Projectors.

6. Crystal Antlers – Tentacles (Quarterstick / Touch and Go)
Zdrowe, garażowe granie, z tym, że jest to garażowość, która raczej nie sprzedałaby się w MTV 2. Świetny, choć za krótki (nie z winy zespołu) koncert na Offie.

5. The Black Heart Procession – Six (Temporary Residence Ltd.)
Widać, że chłopaki mają problem z wymyślaniem tytułów. Na szczęście nie są amerykańskim Cool Kids of Death. Chyba się TBHP formuła liryczna wyczerpuje, ale nie zmienia to faktu, że tak pięknie i dołująco, jak oni, nie potrafi zagrać nikt. Drugs i Forget My Heart to absolutne killery.

4. Pajo – Scream with Me (Black Tent Press)
Jedyny powód, dla którego powstali Misfits, to covery. Po zajebistych 666 Aniołach przyszła pora na Davida Pajo (ex-Slint m.in.), który gra I Turned into a Martian czy Horror Business na… gitarze akustycznej i nie ma to nic wspólnego z robieniem sobie jaj. W sumie w interpretacji Pajo te kawałki są smutne w chuj.

3. Polvo – In Prism (Merge)
Nigdy nie byłem fanem Polvo. Tak więc ucieszyłem się co prawda, że nagrali nową płytę, lecz cudów się nie spodziewałem. Tymczasem – bomba. Najfajniejsze w tej muzyce jest to, że brzmi niemal jak zwykły rock, ale goście w subtelny sposób robią coś, co sprawia, że In Prism jest jak najdalej od rockowej sztampy. Dwa numery – Beggar’s Bowl i Lucia – powinny stać się klasykami alternatywnego grania.

2. Mi Ami – Watersports (Quarterstick / Touch and Go)
Kapelę tworzą 2/3 Black Eyes. Watersports jest jeszcze lepsza niż płyty legendy Dischordu. Zdecydowanie debiut roku. Szkoda tylko, że nowy singiel, wydany dla Thrill Jockey, jest taki sobie.


1. John Frusciante – The Empyrean (Record Collection)

The Empyrean to najwspanialsza płyta w dyskografii Fru, a Central to jego najlepszy numer od czasów pamiętnego Going Inside otwierającego To Record Only Water for Ten Days. Chyba każda inna płyta Frusciante zostawiała u mnie pewnie niedosyt, ta jest zajebista od początku do końca.

Jakiś marny kutasina z Porcysa, skreślił kilka zdań na temat tej płyty i dał jej 1,5 punktu. Nie chodzi mi tu o niską ocenę, a o to, że jakiś wał pisze o Frusciante w stylu, w którym powinien opisywać co najwyżej brzdąkanie na grzebieniu swojego chłopaka. Typowy przykład współczesnego niezal-dziennikarstwa (ów przedrostek-koszmarek „niezal” pojawia się na screenagers.pl.)  Przypomniały mi się relacje z Off-Festivalu na tej stronce. Klecha z Gościa Niedzielnego podzieliłby się sensowniejszymi uwagami.
Gdy z jednej strony naciska Porcys, a z drugiej atakują Screenagers, co robić w tej pieprzonej sytuacji? Poczytać Jacka Cieślaka z Rzeczpospolitej, który Kumkę Olik nazwał zespołem postpunkowym.

(A oto link do czegoś, co znalazłem przed chwilą i wydało mi się zabawne. Tymon Tymański, współtwórca takiej żenady jak Bigos Heart (tag: polskie gówno), polemizuje z dziennikarzem muzycznym, który nie dość, że reprezentuje wszystkie najgorsze cechy rodzimego pisania o muzyce, to na dodatek robi to w sposób wyjątkowo drętwy.)

Oby 2010 był tak dobry muzycznie jak 2009. Sam najbardziej czekam na nową El Bandę i Spiritualized.
***
Miałem zrobić osobny wpis na temat płyt, które mnie rozczarowały, ale stwierdziłem, że nie ma to sensu. W końcu to w większości fajne rzeczy. W każdym bądź razie zdecydowanie więcej spodziewałem się po zeszłorocznych wydawnictwach Sonic Youth, Tortoise, Komet (nudna koncertówka), Morrisseya (aż 1 dobry kawałek znany ze zbioru singli), The Slits (co za koszmarna płyta), Glorytellers, 65daysofstatic, Bielizny (mimo wszystko), Jane’s Addiction (porażająco nudny box) i chyba jednak po Fuck Buttons i Däleku.

Niezal-pan słucha ostatniego The Car Is On Fire. Czy Szarik kiedykolwiek podniesie się z kanapy?

>There is nothing after the ending – podsumowanie 2009 (cz. I)

>

Odkrywcza obserwacja: skończył się rok 2009, niebanalne działanie: podsumowanie minionych 12 miesięcy, czyli krótko na temat płyt, które w 2009 podobały mi się najbardziej.

20. Columbus meets Arszyn – Columbus meets Arszyn (Dead Sailor)


Wspólna płyta braci Swoboda (kiedyś genialny Thing) i Arszyna, znanego m.in. ze współpracy z Emiterem. Wydarzenie na naszym biednym rynku (inaczej: płyta powinna być wydarzeniem), choć rzecz jest dużo słabsza niż ostatni LP Columbus Duo – Storm. Inna spawa, że Columbus meets Arszyn została nagrana, zdaje się, wcześniej.

kup

19. Mono – Hymn To The Immortal Wind (Temporary Residence Limited)

Patetyczny post-rock nagrany przez Steve’a Albiniego. Płyta brzmi niczym soundtrack do lotu orła albo innych obrazków z monumentalnego filmu przyrodniczego. Chyba się starzeję, skoro spodobał mi się Hymn.

download
buy

18. Sunn O))) – Monoliths & Dimensions (Southern Lord)


Pamiętam, jak kiedyś w magazynie Outside (ktoś go pamięta?) autor recenzji zastanawiał się, czy Earth to jeszcze muzyka. Lata minęły i teraz drone’owcy weszli na salony. A nawet się na nich rozgościli, skoro Pitchfork umieścił Monoliths & Dimensions w podsumowaniu roku. Ta płyta równie dobrze może zostać uznana za arcydzieło, jak i za skrzypienie drzwiami dodane do pretensjonalnego wokalu. Tzn. mogłaby być, gdyby dziennikarze muzyczni nie wiedzieli, że nie wypada obecnie krytykować takiej muzy.

download
kup

17. Serengeti & Polyphonic – Terradactyl (Anticon)

Jeżeli chodzi o płyty hiphopowe, to w 2009 roku moją uwagę zwróciły 4. Gutter Tactics Däleka (bo mnie, niestety, troszkę rozczarowała), O.C.B. zdissowanego przez Photobucketa O.S.T.R.-ego (powinna być 2 razy krótsza), More Heart Than Brains Bike for Three! (zaraz poza dwudziestką) no i Serengeti & Polyphonic. Jeśli ktoś nie lubi hh, bo kojarzy mu się ze Snoop Doggiem, Jay-Z, czy – nie daj Boże – z Peją albo ostatnią płytą Pezeta, niech koniecznie posłucha Terradactyla.

download
buy

16. Sholi – Sholi (Quarterstick / Touch and Go)

Może jestem słaby w uszach, ale Sholi kojarzy mi się z nieodżałowanym Karate. Brak tu tylko killerów na miarę Today or Tomorrow, Not to Call the Police czy Water.

download
stream
buy

15. Health – Get Color (Lovepump United)

Pierwsza płyta była oryginalna, ale średnio nadawała się do słuchania. Tej słucha się nieźle, choć to kalka Big Black, tyle że z porzuconym gejem miast Albiniego na wokalu.

download
buy

14. Dinosaur Jr. – Farm (Jagjaguwar)


Moda na powroty kapel ma sens. Barlow, Mascis i koledzy w ciągu dwóch lat nagrali dwie świetne płyty.

download
kup

13. A Place to Bury Strangers – Exploding Head (Mute)

W życiu bym nie pomyślał, że to tegoroczna płyta, bowiem A Place to Bury Strangers brzmią jak shoegaze’owi klasycy sprzed lat.

download
buy

12. Schizma’90 – 9096 (Pasażer)

Kawałki Schizmy z lat ’90-’96, nagrane na nowo w starym składzie. Pomysł świetny, energia jest, brakuje mi tylko trzech ulubionych numerów z Pod naciskiem. Na płycie są też numery Kompanii Karnej 2009 – tak (bez 2009) nazywali się protoplaści Schizmy. I te piosenki też zdecydowanie dają radę.

kup / kup

11. Zu – Carboniferous (Ipecac)

Jazzcore’owa załoga z Włoch. Jak to ktoś ładnie ujął, płyta „urywa mosznę”. Jedyny minus to obecność Pattona, który wsadził tu swoje wokalizy nie wiadomo po co. Zresztą (przypadek?) po  kawałku Soulympics Carboniferous traci na intensywności. 

download  
kup

%d blogerów lubi to: