linki w komentarzach / links in comments
pan sonic (kiepska strona, ale dobrze, że jest)

Pan Sonic (każdy wie, że nazywali się Panasonic, ale dojebał się do tego Panasonic) był chyba pierwszym zespołem niemającym nic wspólnego z szeroko pojętym rockiem, którego muzyka wywołała u mnie ciarki na plecach.
W latach 90. można się było zastanawiać, czy muzyka elektroniczna – w Polsce jej największym propagatorem (przynajmniej w mainstreamie) był Rafał Księżyk, przy okazji ględzący o kryzysie gitarowego grania i… zachwycający się wieloma zespołami gitarowymi – wytrzyma próbę czasu, czy utwory opiewanych wtedy artystów za 10-20 lat nie będą brzmieć jak gówno.
Jak zwykle najmądrzejszy okazał się czas, który udowodnił, że niektórzy z jego próby wyszli zwycięsko: np. „Biokinetics” Porter Ricks to wciąż arcydzieło, a nagrania Pan Sonic – czyli Miki Vainio (zm. 12.04.2017) i Ilpo Väisänena – wciąż stanowią radykalną operację nie tyle na bębenkach, co na mózgu słuchacza. Tak więc, czytelniku miły, załóż sobie słuchawki, włącz „A”, skup się i poczuj przyjemność z bólu, jaki zadają utwory „Askel”, „Ahdin” czy „Rajatila”.
To był wielki zespół, jedyny w swoim rodzaju. Po śmierci Vainio (będąc na klifie, spadł z sześciu metrów do morza) interesowałem się jedynie pośmiertnymi płytami Pan Sonic. Nie przyszło mi do głowy, by sprawdzić, co robi Väisänen. Pojebane jest zresztą to, że przez długi czas byłem pewien, że nie żyją obaj. Może to jakaś projekcja z Coil – wszak ten padół opuścili już i Jhonn Balance, i Peter Christopherson. Pora nadrobić.
W początkowej fazie działalności Pan Sonic był triem, które uzupełniał Sami Salo.
Nawiązując do drugiego akapitu – nie zestarzało się. „A” to wciąż minimalistyczne arcydzieło.
Mogli wszystko. Nagramy najlepszy ambient? Ok. Dojebane techno? Nie ma sprawy. Coś, co wygoni z klubu wszystkich pozerów? Zrobione.
***
Elina Brotherus, czyli My Dog is Cuter Than Your Ugly Baby.






(o)(o)
(o)(o)
(o)(o)
(o)(o)
(o)(o)
PolubieniePolubienie