wojciech lis: decybelowy obszar radiowy [kagra; 2016]


Czytając ostatnio magazyn „Rock’n’Roll”, który ukazywał się u nas w latach 1990-91, stwierdziłem, że Krzysztof Wacławiak był bodaj jedynym dziennikarzem, który potrafił tak samo doskonale komuś pojechać (dobry przykład to recenzja solowej płyty Grzegorza Skawińskiego), jak i zbudować pomnik („1916” Motörhead). Pomyślałem więc, że poszukam w necie czegoś na temat redakcyjnego kolegi Filipa Łobodzińskiego.

Trafiłem jedynie na krótki tekst Bartka Chacińskiego i zadane w nim pytanie o to, czy ktokolwiek wie, co się dzieje z Wacławiakiem, oraz na wzmiankę o książce „Decybelowy obszar radiowy” Wojciecha Lisa, w której rzeczony redaktor „Rock’n’Rolla” się pojawia. Rzecz jest z 2016 roku i jakoś mnie ominęła.

Sto lat temu, gdy odbierałem sprawdzonych kilka pierwszych rozdziałów pracy magisterskiej, zdziwiło mnie to, jak wiele błędów podkreślił na czerwono mój promotor. Tu jakieś przecinki, tam powtórzenia, „wyciągasz wniosek, to go uzasadnij” itd., itp. Wiadomo, że język polski nie należy do najłatwiejszych, i kontakt z taką osobą, jak ów miłośnik Nicolaia Hartmanna, niewątpliwie pomaga, jeśli chcesz pisać. Choćby na głupim blogu.

Po co o tym wspominam? Otóż „Decybelowy obszar radiowy” wygląda jak taka sobie praca magisterska, której nie przejrzał promotor. Liczby błędów interpunkcyjnych w publikacji wydawnictwa Kagra nie dałby rady popełnić największy matoł z najgorszej szkoły.

Co jeszcze? Nikt książki Lisa nie zredagował pod kątem powtórzeń. Na którejś ze stron Robert Kilen opowiada anegdotę, a na dosłownie następnej… sprzedaje tę samą historię, tylko trochę inaczej. Pewnie autor dwa razy zadzwonił do Kilena i wrzucił obie jego wypowiedzi do swego dzieła obok siebie. Kino.

Tak, autor lubi się  powtarzać. Jeśli wypowiada się Andrzej Marzec, to za każdym razem czytamy, że Andrzej Marzec związany był z PAGART-em. Jeśli buduje swą pozycję nonkonformistycznego trefnisia Krzysztof Skiba, dowiemy się po raz tysiąc pięćdziesiąty piąty, że kodziarz z Big Cyca prowadził audycję „Skiba z masłem”. Po lekturze „Decybelowego obszaru radiowego” już wiem, iż leżąc na łożu śmierci, nie pomyślę o tym, że zjebałem sprawę, nie jadąc na koncert Lou Reeda, albo że to było w sumie fajne życie i szkoda że się już kończy – pomyślę o tym, że Krzysztof Skiba prowadził audycję „Skiba z masłem”.

Serio, w książce Lisa jest tyle błędów, że przypominają mi się najgorzej redagowane ziny z lat 90.

Warto może wspomnieć, o czym jest „Decybelowy obszar radiowy”. Otóż autor, czytamy na stronie wydawnictwa (które używa polszczyzny gorszej niż moja), „na podstawie wywiadów z 70 znanymi dobrze, ale głównie z brzmienia ich głosów, dziennikarzami radiowymi, muzycznymi, przedstawia refleksje, wspomnienia, anegdoty, z długiej półwiekowej historii polskiego radia w jego najlepszym gatunku – audycji muzycznych”.

Możemy poczytać, co mają do powiedzenia m.in. Maciej Chmiel, Filip Łobodziński, Tomasz Ryłko, Paweł Konnak czy Zbigniew Zegler. Ciekawe persony, więc warto po książkę Lisa sięgnąć, choć naprawdę trudno znaleźć drugą tak źle zredagowaną.

Wyróżnia się Ryłko – facet bardziej gadatliwy niż Koñjo, dzielący się swymi spostrzeżeniami o radiu i swojej pracy w nim, ale też poglądami na temat polityki. Jeśli go dobrze zrozumiałem, zamach z 11 września 2001 roku był głównie kreacją medialną. Widać, że chłop, którego poznałem dzięki lakonicznym recenzjom w „Non Stopie” (m.in. płyt Wire i Nomeansno), ma lekkiego szmergla, ale lepsze to niż klepanie formułek. Na marginesie, który to to fanzin zasłynął grafiką podpisaną „Uderz w Ryłko?”, która była pochodną działań „Ryłkołaka”, chcącego promować kapele niezależne poza undergroundem, osoby najwyraźniej zbyt mało inteligentnej, by skumać, że zespoły ze sceny niezależnej są własnością sceny niezależnej i, broń Boże, nie powinny być prezentowane poza tym gettem?

Szkoda, że bardziej pociągnięty za język nie został Maciej Chmiel, bodaj najbardziej inteligentny dziennikarz radiowy, twórca mojej ulubionej audycji, „Ręki boksera”.

No więc dla tych paru najbardziej kumatych osób, które opowiadają o „złotych czasach radia”, warto sięgnąć po „Decybelowy obszar radiowy”. Najlepiej byłoby jednak oddać istniejące egzemplarze książki Lisa na makulaturę, gotowy tekst zredagować, zadiustować oraz skorygować i dopiero wtedy wydać całość na nowo.

PS Wspomniany Wacławiak ma do powiedzenia tyle: „Epizod współpracy z radiem jest w moich wspomnieniach tak zatarty, jakby w ogóle nie miał miejsca. Poza tym radio to nie mój żywioł”.

PPS Biorąc pod uwagę to, co się od dłuższego czasu dzieje w Trójce, śmieszno-strasznie brzmią opinie na temat tego programu jako jednej z ostatnich enklaw prawdziwego, inteligenckiego radia.

PPPS „This is the end of radio and we miss it”. Dla mnie skończyło się mniej więcej w połowie lat 90.

Jeden komentarz na temat “wojciech lis: decybelowy obszar radiowy [kagra; 2016]”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: