Nie wiem, jakim cudem nie słyszałem nigdy Bad Light District, zwłaszcza że wydawało ten zespół Music Is the Weapon, którego wydawnictwa nie raz recenzowałem.
***
Chyba wszystkie przymiotniki, używane w recenzjach płyt, brzmią mi albo banalnie, albo pretensjonalnie. „Lucky Blood Moon” to płyta zjawiskowa – jak banalnie by to nie zabrzmiało.
***
Klimaty nowofalowe czy post-punkowe, ożenione z niskim, przyjemnym dla ucha głosem wokalisty, zazwyczaj dają świetny efekt. Słuchając Michała Smolickiego (który nagrał „Lucky Blood Moon” w pojedynkę – szacunek), pomyślałem o Johnie Sharkeyu III (choć nie mają w sumie podobnych barw głosów). Na marginesie, „Lucky Blood Moon” to płyta o wiele ciekawsza niż tegoroczne wydawnictwo zespołu Sharkeya, Dark Blue – nudnawe „Victory Is Rated”.
Nowa płyta Bad Light District co chwilę z czymś się kojarzy (np. lecący w tej chwili „8-Bit Life”) – i to zarówno, jeżeli chodzi o wokal, jak i o muzykę. Jest to jednak miłe uczucie szukania gdzieś w myślach nazw starych kapel, nie poczucie obcowania z czymś wtórnym i żerującym na pomysłach innych.
***
Na nowym materiale „Lucky Blood Moon” jest mnóstwo smaczków, warto mu się uważnie przysłuchać na dwa sposoby: pierwszy to po prostu cieszenie się świetnymi piosenkami, drugi – zwrócenie uwagę na rozwiązania brzmieniowe: żywcem wyjęte z lat 80. klawisze (pojawiające się już w pierwszej piosence, nomen omen „Brother From The Eighties” – jak gdyby nigdy nic, po mrocznym wstępie), kojarzące się z The Cure z najbardziej dołującego okresu bębny w tytułowym numerze itd. Poza tym tu coś zarzęzi (początek „Part-Time Prophets”), tam inaczej zabrzmi (niemal dub techno w „Something’s Not Right Here”)… No, nic tylko założyć słuchawki i skupić się na dźwiękach wygenerowanych przez Smolickiego.
***
Jeśli miałbym się przyczepić do „Lucky Blood Moon”, to o jej długość (może skróciłbym plytę o dwa numery) i o brak jakiegoś wbijającego w fotel hiciora („Part-Time Prophets” ma chyba najbliżej do tego miana).
***
„Jesteśmy samotni w tym zimnym wszechświecie”, ale między innymi takie płyty czynią go bardziej znośnym.
***
„W związku ze śmiercią fizycznego nośnika płyta Lucky Blood Moon dostępna jest w formacie cyfrowym na wszystkich platformach streamingowych” – czytamy w notce prasowej. A szkoda, pasowałby do niej czarny winyl.
Jeden komentarz na temat “bad light district – lucky blood moon [2019]”