„najlepszy dzień raczej masz już za sobą”


10fuckingstars.wordpress.com

(o)(o)
(o)(o)
(o)(o)

W linkach składanka: po jednym kawałku z moich ulubionych płyt minionego roku. Nie najlepszych, a ulubionych (im kawałek dalej na liście, tym płyta bardziej mi się podobała). Dziś wychodzi tak wiele albumów, że robienie nadętych zestawień typu „Płyta roku” mija się z celem. Sam Oren Ambarchi wydaje kilka rzeczy rocznie, podobnie Matthew Shipp. Jakim cudem miałbym to wszystko ogarnąć?

Rok zacząłem od płyty Martim Monitz. Służyła mi jako soundtrack do jazdy na terapię poznawczo-behawioralną. Polecam. Płytę, nie terapię, bo ta przypomniała mi, czemu jeden z moich profesorów na filozofii gardził psychologią.

***

To było 12 miesięcy, w czasie których wyszło kilka dobrych polskich płyt. Na przykład Ukryte Zalety Systemu. Choć trochę się rozczarowałem, bo sądziłem, że to jakieś dzieciaki, a na koncercie widziałem, że jeden z członków zespołu jest bardziej siwy niż ja. Zaskoczył też Brooks Was Here, podobała mi się Melisa. Fantastyczną płytę nagrała Alchimia – załoga z Polakiem na pokładzie: Robertem Iwanikiem.

Co do zagranicy, nie trafiłem na naprawdę wielką płytę. Nie ukazał się żaden album noiserockowy, który rzuciłby mnie na kolana. Najbardziej w tej materii spodobał mi się materiał Super Luxury. My Disco i Cherubs (oba zespoły wysoko w zestawieniu) nie brzmią jednak jak noise rock.

No i Liturgy dało po głowie. Dziwny zespół.

***

Najlepsza piosenka: „Birds of Flims” Sun Kil Moon. To numer na miarę „Like a Rolling Stone”. Coś pięknego.

***

Nie obyło się też bez rozczarowań. Ostatni Protomartyr jest nudniejszy niż esej Michnika.

***

Na koncertach wielu nie byłem, choć np. [peru] widziałem trzy razy. Polecam wszystkim, bo to mili ludzie, a i instrumenty nie bardzo im przeszkadzają w graniu.

Największe wrażenie zrobił na mnie Sunn O))) na Off Festivalu. Inna sprawa, że ja na tych Offach niespecjalnie jestem trzeźwy.

***

Tu napisałem co nieco o polityce i naszej alternatywie, ale wykasowałem. Zamiast tego, ładna dziewczyna z fajnego filmu:

daisy

***

Przeczytałem też parę książek. Największe wrażenie zrobiły na mnie: „Limonow” Emmanuela Carrère’a, „Od zwierząt do bogów” Yuvala Noaha Harariego i „Sześć tysięcy gotówką” Jamesa Ellroya. Ten ostatni to ma łeb, ja pierdolę.

***

Odkryłem również sens życia: jest nim oglądanie „Seinfelda”. Niestety, ma on tylko dziewięć sezonów, a do dwóch ostatnich nie było napisów. Ale za to do „Deadwood” były wszystkie.

al

No i to, co zrobił Jon Voight w „Rayu Donovanie”… Kłaniam się w pas.

***

Filmy tez oglądałem. Najlepszy był „Mad Max: Na drodze gniewu”. W kinie czułem się niemal jak z Tatą za komuny na „Gwiezdnych wojnach” (tez dobre te nowe) albo „Indianie Jonesie”.

***

Dziękuję wszystkim, którzy pisali komentarze tu – na blogu, i na fejsie. Także wszystkim, którzy podsyłali swoje płyty: zwłaszcza Marcelowi, który chyba cztery we mnie wmusił. :) No i Piotrowi z Martim Monitz, który zachował się zaskakująco, ale zdecydowanie na plus.

Jeśli jakiejś nie wrzuciłem / nie zrecenzowałem – sorry. W pojedynkę prowadzę blog, a muszę jeszcze pracować, a weekendy mam zajęte piłką nożną.

***

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.

5 myśli na temat “„najlepszy dzień raczej masz już za sobą””

  1. A KEN Mode i Raketkanon sprawdzałeś? W sumie sporo radochy sprawiły mi te dwie płyty w zeszłym roku. No i obie „produkował” Albini.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Darek Dudziński/Przyzwoitość Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.