Krótko, bowiem biorę się powoli za podsumowanie roku, a chciałbym jeszcze zdążyć napisać choć parę słów o przyjemniaczkach z Lutownicy, THCulture i The Spire.
***
Nowy Brooks Was Here zaskakuje. Odrobinę rozkrzyczane emo dla wrażliwych mężczyzn (jak ja i mój kolega z Londynu) zamieniło się we wkurwione, niemal wyrzygane coś, co aż nie wypada emo nazwać. Do tego mamy drugą nowość: polskie teksty.
Dobre zresztą.
Kanały dzisiaj piękne, mogę być tu przez cały dzień
Przepaski, panny wyklęte, słucham płyt de press
Tacy sami, tacy sami
Strzelanie dzisiaj jest piękne, od rana ktoś bawi się
Maleo otwiera kopertę do jutra ma za co jeść
Być może ktoś, kto widział BWH na żywo, nie jest zaskoczony. Ja nie miałem tej przyjemności. Gdy ktoś mieszka na Śląsku, nie doznaje raczej wiele przyjemności.
Można powiedzieć, że „III” to materiał kontrowersyjny, bo brzmi tak, jakbyśmy mieli do czynienia z innym zespołem niż dotychczas.
Zabrzmi to jak nieszczególny komplement, ale przy „III” wcześniejsze materiały – „Brooks Was Here” i „High Violence” – wydają się być słabsze niż były przed poznaniem nowego. To trochę jakby powiedzieć dziewczynie: „masz oryginalną urodę”, zamiast: „jesteś piękna”, ale trudno.
Ciekawe: „trójka” brzmi jednocześnie bardziej gówniarsko, ale i dojrzalej niż poprzednie płyty BWH.
Zmiany widać chociażby po długości kawałków: tylko dwa przekraczają dwie minuty.
Jak pisał klasyk, gdy w Polsce było jeszcze dziennikarstwo muzyczne: „Tu nie ma miejsca na elaboraty. Tu się dopierdala”.