kristen – the secret map [endless happiness; 2014]


10fuckingstars.wordpress.com

kristenband.com

facebook

1924393_931181720243906_832752933857775619_n
Na płycie, obok Mateusza Rychlickiego, Łukasza Rychlickiego i Michała Bieli, zagrał również Maciej Bączyk (Robotobibok, Małe Instrumenty)

Zastanawiałem się, jaki mam problem z zespołem Kristen (którego lubią chyba wszyscy; jedyną negatywną opinię czytałem u jakiegoś porcysowego ćwoka), i jeszcze zanim po raz pierwszy włączyłem tę płytę, poznałem odpowiedź. Otóż uważam tę kapelę za jedną z najlepszych w Polsce oraz taką, którą można wysłać gdziekolwiek – do Londynu, Nowego Jorku czy na Antarktydę – i nie będzie w niczym gorsza od lokalnych zespołów, ale nie należy ona do moich ulubionych. Po prostu Kristen bardziej podziwiam, niż lubię.

Poznałem chyba wszystkie płyty zespołu, a pamiętam z nich jedynie kawałek „Clint Westwood” z „Western Lands”. Postanowiłem więc „The Secret Map” wysłuchać uważniej niż poprzednich albumów.

Powyższe zdania brzmią może, jakby pisał je z fotela bujanego redaktor pisma „Teraz Rock”, ale w tym przypadku nie ma wyjścia: trzeba na chłodno analizować, nie robić za ironicznego blogera.

Kristen na „The Secret Map” to zespół eklektyczny; właściwie żaden kawałek nie przypomina kolejnego.

No to jedziemy po kolei.

1. Upward, beyond the onstreaming, it mooned – 9:24, czyli na dzień dobry raczej nie dają utworu, z którym chcieli trafić do radia. Delikatne, powiedzmy post-rockowe, granie, z gitarowo-elektronicznym szumem i zgrzytaniem w tle. Skojarzenie? Trochę Columbus Duo, trochę Sonic Youth. Świetny wstęp.

2. 2 A.M. – gitarowe plumkanie, raczej z lekką dozą dezynwoltury, plus leniwa melodeklamacja. Dalekie skojarzenie ze Ścianką, bliższe z…. Sonic Youth.

3. Music will soothe me – zaskakujący numer. Funk (na marginesie, Komety na „Paso Fino” też zaskoczyły funkiem i jest to jeden z nielicznych dobrych momentów na płycie), ale taki bardziej lo-fi i noise’owy. Nie powiem, że „Music” nie podoba mi się, ale czy nie rozwala trochę klimatu płyty? A może rozwala i dobrze, że to robi?

4. The secret map – ładne, mogłoby znaleźć się na składance „Scared to Get Happy: A Story of Indie-Pop 1980-1989” (no dobra, może to skojarzenie nie jest najsensowniejsze). Gdyby Kristen była z Wysp i grała w tamtych latach.

5. Endless happiness – całość zamyka ponaddziesięciominutowy delikatny – ale, jak się dobrze wsłuchać, również drapieżny – psych. Finał jak Pan Bóg przykazał.

No właśnie, brzmi to trochę, jakby kucharz wrzucił kilka przypadkowych produktów na patelnię, włączył gaz, a za godzinę potrawę podał gościom. Teoretycznie, każdy powinien się porzygać, a wyszło coś smacznego.

Na pewno wrócę jeszcze kilka razy w tym roku do „The Secret Map”, w kolejnych latach pewnie też. A Kristen lubię w tej chwili bardziej niż przed nagraniem omawianej płyty.

***

A jak komuś się wydaje, że za mało chwalę „The Secret Map”, to przypominam, że można też kogoś nieźle zgnoić. :)

DEJNAROWICZ „Divertimento”

Być może tę płytę należałoby zbyć pobłażliwym milczeniem, jakie przystoi wytworom grafomanów. Ale jeszcze jakiś młody słuchacz pomyślałby, że to coś. A tymczasem to jest nic. Dziwne, bo ceniłem Borysa Dejnarowicza za współudział w świetnym debiucie The Car Is On Fire. Jego autorska produkcja jest co najwyżej pomnikiem megalomanii. Kompozycyjnie pozostaje ona całkiem wtórną i zwulgaryzowaną wariacją wokół minimal music, ale nie tej prawdziwej, korzennej, lecz uproszczonej przez Glassa, Oldfielda i „Porty lotnicze” Briana Eno. To było dobre 30 lat temu i niestety na tym bezczelnie żeruje Dejnarowicz, bo jego rówieśnicy już tego nie pamiętają. Bezczelność idzie tym razem w parze ze złym smakiem, o czym świadczy klinicznie czyste brzmienie skrojone pod gusta mieszczańskich grubasów – audiofilów. Trudno traktować poważnie jako muzyka kogoś, kto odznacza się tak znikomą wrażliwością na brzmienie.

Rafał Księżyk

5 myśli na temat “kristen – the secret map [endless happiness; 2014]”

  1. Haha, nie znałem tej recenzji Księżyka. Dobra. Zdaje się, że potem Dejnarowicz walczył z Księżykiem jakimiś sążnistymi tekstami. Masz to gdzieś może?

    Co do Kristen, ktoś gdzieś porównał długie fragmenty ich płyty z muzyką Tarentel i mnie to przekonuje. Oczywiście pomijam hity – nr 3 i 4, bo to już oddzielna bajka. Tak czy siak dla mnie płyta petarda, ale trochę wkurwia mnie jak czytam wszędzie, że oni tą i ostatnią płytą weszli na jakiś zajebisty poziom. Wg mnie byli na topie od samego początku, każda płyta jest zajebista i broni się po latach. A najbardziej lubię album z Konradem Smoleńskim – „Night Store”.

    Polubienie

  2. Dokładnie, tak jak Adam napisał poziom od debiutu.
    Zespół, który nie nagrywa słabych plyt i nie gra słabych koncertów.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.