Fioletowy kogut na Trafalgar Square („Hahn/Cock” Kathariny Fritsch)
Slint – jeden z najważniejszych zespołów w historii rocka, który nagrał jedną z najważniejszych płyt w historii rocka. Po ukazaniu się „Spiderland” (1991) właściwie tylko 10fs doceniło ten album. No i jeszcze Steve Albini. Pojawiła się okazja, by polecieć na Slint do Londynu, nie można było z niej nie skorzystać. The Forum, miejsca siedzące – w sam raz na klasykę.
Amerykanów supportowała Lucinda Chua z zespołem. Zagrali bardzo ładną, zazwyczaj łagodną i… dość nudną muzykę. Ze dwie piosenki wyróżniły się na plus, ale całość uratowała właściwie tylko uroda Lucindy.
W latach 90. pojawiły się płyty tak wybitne, że dziś odnoszę wrażenie, że takowe już nie powstaną. Jedną z nich jest „Spiderland” i było to słychać podczas koncertu. Pierwsze ciarki na plecach pojawiły się podczas „Breadcrumb Trail”, trudno też było ich nie mieć, gdy Slint grał „Washer” i „Good Morning Captain”, ale nie tylko wtedy. Pięciu gości wychodzi na scenę i wysyła iluś tam ludzi w inny wymiar. To było tak genialne, że nawet nie bardzo wiem, co napisać.
Urlop w Londynie, koncert Slint, parę innych atrakcji – zdarzało mi się spędzać czas w gorszy sposób.
PS Podziękowania dla Hadego.
Ale Ci kurwa zazdroszczę!
PolubieniePolubienie
Naprawdę koncert był niewiarygodny. Bałem się jakiegoś beznamiętnego odegrania „Spiderland”, a byłem autentycznie rozjebany i – uwaga – wzruszony. Byłem też w 100% trzeźwy. :)
PolubieniePolubienie
pięciu???
PolubieniePolubienie
Tak, oni te reuniony grają w poszerzonym składzie. W 2005 i 2007 też grali w pięciu, z Michaelem McMahanem, bratem Briana, na gitarze.
PolubieniePolubienie
Widziałem Slinta swego czasu na Primavera Sound (2007 albo 2008, wydaje mi się…) i troszkę kręciłem nosem :-) bo momentami miałem wrażenie jakby widział zespół wykonujący covery Slint. Jak za młodu słuchałem Good Morning Captain to sobie wyobrażałem, że oni pod koniec numeru rozjebują wszystko z emocji na scenie i schodzą ledwie żywi. A tu Brian stał sobie patrząc z boku, wszystko było pięknie słychać ale szaleństwa w tym nie było. Chyba padłem ofiarą swoich wyobrażeń :-)
PolubieniePolubienie
Ja sobie nigdy takich akcji nie wyobrażałem. Prędzej bym pomyślał, że nikt z zespołu przez cały koncert w ogóle nie spojrzy w stronę publiki.
PolubieniePolubienie