Zaczyna się mocnym wejściem wokalu, ale po chwili pojawia się lajtowa, garażowa gitarka oraz taki sam klawisz, i wiadomo, że „++” to będą klimaty, które raczej nie wezwą ludu na barykady (co niekoniecznie należy traktować jako pretensję). Jest tu trochę Ścianki, The Beatles (ich, jak The Cure, słyszę w muzyce większości zespołów), może trochę Lenny’ego Valentino na antydepresantach. Trochę garażu, trochę psychodelii. Wszystko jednak raczej zamknięte jest w formie piosenek, choć zdarzają się momenty, gdy zespół pokazuje, że ma predyspozycje, by polecieć w nieco mniej definiowalne rejony.
Ciekawie wypada „Dei” – lekki psychodel, nieco w stylu Dead Meadow, z gościnnym udziałem Mikołaja Trzaski.
„++” bardzo mi się spodobała za pierwszym i drugim przesłuchaniem. Za kolejnymi mój entuzjazm się zmniejszał i coraz trudniej było mi się na niej skupić. A powinno być na odwrót.
Trochę mędzę, ale nie żałuję, że poświęciłem tej płycie w sumie dość dużo czasu. No i jestem mile zaskoczony, bo biorąc pod uwagę nazwę zespołu, myślałem, że to będzie jakaś quasi-kabaretowa chujnia.
[4/6]