Wydawca pogania, więc trzeba w końcu napisać recenzję. :)
***
Sludge i post-metal to dość wyliniałe gatunki. Może nie aż tak, jak np. post-rock, ale – zwłaszcza ten drugi – bywa skamieliną. Widząc zespół otagowany w ten sposób, nie spodziewam się wiele. Czasem jednak trafia się na coś dobrego.
Gdybym miał wymienić dwie najlepsze płyty z ostatnich lat, które można by zaklasyfikować jako sludge, wskazałbym „A Small Turn of Human Kindness” Harveya Milka oraz „Honor Found in Decay” Neurosis. Obie leżą po przeciwnych stronach. Pierwsza to minimalistyczny walec, a – jak by to nie brzmiało – żywi klasycy z Oakland nagrali płytę wręcz ocierającą się o patos, ale nigdy o pretensjonalność. Guantanamo Party Program stoi mniej więcej pośrodku.
***
To, co cechuje wspomnianych Harveya Milka i Neurosis, to doskonali wokaliści (w pierwszym przypadku Creston Spiers, w drugim Scott Kelly i Steve von Till). No i wokal – celnie nazwany przez kogoś „matowym krzykiem” – jest najmocniejszą stroną „II” Guantanamo Party Program. Kiedy Darek Liboski drze się, że „nie ma już nic”, to faktycznie można odnieść wrażenie, że nie ma już nic.
No właśnie, teksty. Te robią wrażenie. Ponure, świetnie korespondujące z niepokojącym klimatem tworzonym przez muzykę, ale i okładkę oraz zdjęcia. Niełatwo jest operować taką poetyką i nie otrzeć się o śmieszność.
***
Wróćmy do muzyki. Jeżeli mam jakiś zarzut wobec GPP, to taki, że to, co grają, czasem… zbyt ładnie brzmi, jest nie dość surowe. Pierwszy przykład: w „Zapomnianych twarzach” pojawia się (2:50) świetny noiserockowy bas, ale wrażenie zostaje stłumione przez raczej banalny psychodel gitary.
Słuchanie „II” sprawia mi dużą przyjemność, ale lubię też wyobrażać sobie, jak ta bardzo dobra płyta powinna brzmieć w miejscach, w których zabrakło trochę mięcha. Cała powinna być brudna jak wokal.
[4+/6]