linki w komentarzach / links in comments
Na całość składają się: EP-ka „Out Of Vogue” (1-4), „T & N Sessions” (5-7), EP-ka „Scavenged Luxury” (8-11) oraz „early demos” (12-15).
„Out of Vogue” to ponoć pierwsza hardcore’owa płyta w historii (1978). Nawet spotkałem się z określeniem „proto-hardcore”, no ale nie przesadzajmy. Kurde, ale to jest dobre. W 2010 się reaktywowali i wygląda na to, że grają do dziś. Bilety na koncerty szły jak woda.
Z trochę innej beczki. Będąc klasycznym faszystą, kupiłem tygodnik „Do Rzeczy”. O muzyce pisze tam Maciej Chmiel, kiedyś menedżer Dezertera, który prowadził też świetne audycje w Trójce – „Dziką rzecz” i „Rękę boksera”. Facet propagował muzykę wydawaną u nas przez m.in. przez QQRYQ i Outside; puszczał i Boba Dylana, i Cows. Zresztą wspominałem już o tym. Teraz Chmiel zachwyca się w „Do Rzeczy” albumem Łukasza Zagrobelnego. Usłyszałem kiedyś niechcący Łukasza Zagrobelnego. Może tez kiedyś dojrzeję do jego muzyki. Oby nie. Pisałem tu też swego czasu o gościu, który dawno temu recenzował punkowe płyty dla jednego z zinów, a potem nazywał w GW Muse „najlepszym koncertowym zespołem świata”. „Mam nadzieję, że umrę, zanim się zestarzeję”.
***
Zdjęć Grega Williamsa raczej nie nazwiemy „protohardcore’owymi”:
fc / rg
PolubieniePolubienie