flameupload / sharebee (320 kbps)
Pamiętam, jak kibicowałem Jackowi Kevorkianowi, czytając o jego walce o prawo do eutanazji w (nie)świętej pamięci „Maci Pariadka„.
Wiele lat później dowiedziałem się, że australijski lekarz jest także malarzem i muzykiem. Żeby było jeszcze fajniej, jego płyta
A Very Still Life nie jest nieszkodliwym pitoleniem, jak – dajmy na to – granie Woody’ego Allena (na marginesie: to w jednym z jego filmów zdesperowany bohater, grany zresztą przez Allena, pyta o to, czy ma ktoś numer do dr. Kevorkiana :), ale kawałkiem naprawdę niezłej muzyki.Już pierwszy numer przenosi nas raczej w klimaty
Twin Peaks, niż do Krainy Wiecznej Nudy i Safandulizmu dla Wrażliwych Czytelniczek Literatury Iberoamerykańskiej zarządzanej z fotela bujanego przez Marcina „Stiiiinga” Kydryńskiego.***
Bonus #22: Uwe Ommer. Uwielbiam jego album Do It Yourself.