>
Duchy Goi (Czechy, Francja, Hiszpania, Wielka Brytania 2006; sc. i reż. Milos Forman).
„Duchy Goi” to pierwszy film Formana po 7 latach przerwy od nakręcenia „Człowieka z Księżyca”, obrazu – moim zdaniem – beznadziejnego. Czeski reżyser, jak wiadomo, nakręcił kilka świetnych filmów jeszcze w swojej ojczyźnie i 2 arcydzieła w USA: „Lot nad kukułczym gniazdem” oraz „Amadeusza”.
Oglądając „Duchy Goi”, myślałem o tym, że pewnie ponad 20 lat temu twórca „Pali się, moja panno” zrobiłby z tej historii film wybitny. Teraz jest tylko bardzo dobrze, co i tak jest ogromnym sukcesem, biorąc pod uwagę kondycję współczesnego kina. Film jest tak ładny wizualnie, że pozwalało mi to szybko zapominać o wątpliwościach co do scenariusza, które pojawiały się co jakiś czas.
Sam Francisco Goya (Stellan Skarsgård) jest postacią raczej nieciekawą. Uwagę przykuwają dwie świetne kreacje: Javiera Bardema (brat Lorenzo) oraz Natalie Portman (Ines). Zwłaszcza ona robi wrażenie. Oszpecona wygląda naprawdę poruszająco. Robi o wiele większe wrażenie niż inne ślicznotki, które – jak Nicole Kidman czy Salma Hayek – tez dały się oszpecić, ale do gniotów pokroju „Godzin” i „Fridy”.
A tych, którzy ucieszyli się, iż widzieli nago pannę Hershlag, informuję, że w filmie w odpowiednich scenach zastąpiło ją inne ciało.
[5-/6]
Francisco Goya: Rozstrzelanie powstańców madryckich